Przygoda z jeleniami

Jest już po południu, sobota, okolice czternastej. Na chwilę przestaje padać deszcz, więc nie zwlekając wsiadam w auto i jadę do lasu. Zew natury wzywa! Po kilkuset metrach spaceru zaczyna znowu padać i to nie tylko deszcz, ale i śnieg. Nawet nie liczę na spotkanie dzikiego zwierza, bo one odmiennie do mnie pewnie taką pogodę wolą spędzać drzemiąc w krzakach.

Nie odpuszczam. Słyszę trzaski po mojej prawej. Zatrzymuję się i czekam. Dostrzegam je – stado składające się z kilku jeleni i łań. Biegną równolegle do mnie. Nie spieszą się. Co raz zatrzymują i patrzą w moją stronę. Krzaczory uniemożlwiają zrobienie zdjęcia.

Zaczynam biec równo z nimi. Kolano mówi, że to nie jest dobry pomysł, ale kto by go słuchał, mimo że głośno trzeszczy. Dobiegam do przecinki w ostatniej chwili. Jelenie przebiagają, ale… ostatnie osobniki zainteresowane widokiem zbłądzonego, zziajanego świra zatrzymują się i patrzą w moją stronę! Jedna fota, druga, trzecia, piętnasta. Mamy to! Wtem… dróżką nadjeżdża… nie mniej przemoczony ode mnie rowerzysta. Tego widoku już nie zdzierżyły, popędziły dalej przed siebie.

FOT. WITOLD OCHAŁ POWIAT ROPCZYCKO-SĘDZISZOWSKI KRZYWA JELENIE LAS

Kot w dom, Bóg w dom

Tak się poukładało, że wczesną jesienią trafiły do nas trzy przybłędy. Dwie dzikie kocice postanowiły uraczyć nas swoim potomstwem i wkrótce później zniknęły. Trójka kociąt z różnych miotów szybko się ze sobą zaprzyjaźniła i z naszym ogrodem. Ciągle jednak są nieufne, choć mam nadzieję, że jeszcze chwila i się oswoją. Imiona na wszelki wypadek mają już wymyślone: Morgan, Fazi i Tutu 😛

Obraz zapisany w głowie

Wszystko ułożyło się idealnie. Rozłożyłem statyw i niespiesznie fotografowałem wschodzącą kulę słońca. Na długiej ogniskowej, częściowo przysłonięta niską mgłą wyglądała majestatycznie wisząc tuż nad horyzontem. Nagle z pobliskich zarośli wybiegła sarna. Była dobrych kilkadziesiąt metrów ode mnie. Stałem nieruchomo, ale być może odbicie światła od soczewki obiektywu zwróciło jej uwagę. Przystanęła na kilka sekund i pobiegła dalej. Ja stałem nadal nieruchomo, a w mojej głowie utrwalał się ten niesamowity widok – mała sarenka i potężna kula słońca. Dzięki zrządzeniu losu mam ten obrazek nie tylko w głowie ale i na dysku 😀

FOT. WITOLD OCHAŁ POWIAT ROPCZYCKO-SĘDZISZOWSKI FOTOGRAFIA PRZYRODNICZA PODKARPACIE BRATKOWICE SARNA NA ŁĄCE WSCHÓD SŁOŃCA

Kiedy Ferrari szuka inspiracji w twoich zdjęciach

Któryś z marcowych poranków. Wracam już z fotografowania i postanawiam odszukać konie, które ponoć mają hasać po wybiegu pod lasem. Udaje mi się je znaleźć. Światło jest jest jeszcze mięciutkie i rozproszone przez wysokie chmury. Kiedy podchodzę z aparatem do ogrodzenia jeden z ogierów postanawia się trochę przede mną popopisywać. Wierzga i biega, kopie ziemię przednim kopytem. Za chwilę biegnie prosto na mnie i w ostatniej chwili zawraca. Nie powiem, miałem trochę stresa, że przeskoczy ogrodzenie, ale mimo to udało mi się zrobić kilka fotek.

FOT. WITOLD OCHAŁ POWIAT RZESZOWSKI FOTOGRAFIA KRAJOBRAZOWA KOŃ WYBIEG PORANEK ŚWIT BRATKOWICE PODKARPACIE

Koniki

Pojechałem na jedną z moich miejscówek, aby fotografować kolejny zachód słońca. Nic ciekawego się nie działo i wracałem już do samochodu, kiedy zauważyłem biegające samopas trzy konie. W te pędy pobiegłem do auta po teleobiektyw i jeszcze w ostatniej chwili zdążyłem im zrobić kilka zdjęć w wieczornym świetle zachodzącego za chmury słońca.

FOT. WITOLD OCHAŁ POWIAT ROPCZYCKO-SĘDZISZOWSKI FOTOGRAFIA KRAJOBRAZOWA KONIE ZAGORZYCE SIELEC PODKARPACIE ZACHÓD SŁOŃCA

Koziołek

Tak bliskie spotkanie z koziołkiem miałem po raz pierwszy. Spacerowałem przez łąkę w poszukiwaniu firletek, kiedy za krzakami rosnącej opodal porzeczki zauważyłem coś pomarańczowo brązowego. Szybko załapałem, że to sarna i zacząłem się powoli skradać. Udało mi się podejść na kilkanaście metrów. Rogacz szybko mnie zauważył, ale fotki w wieczornym świetle wyszły moim zdaniem zadowalająco.

Sarna (Capreolus)
Sarna (Capreolus)
Sarna (Capreolus)

Odwrót:

Sarna (Capreolus)

I tyle go widziałem…

Sarna (Capreolus)