Jest już po południu, sobota, okolice czternastej. Na chwilę przestaje padać deszcz, więc nie zwlekając wsiadam w auto i jadę do lasu. Zew natury wzywa! Po kilkuset metrach spaceru zaczyna znowu padać i to nie tylko deszcz, ale i śnieg. Nawet nie liczę na spotkanie dzikiego zwierza, bo one odmiennie do mnie pewnie taką pogodę wolą spędzać drzemiąc w krzakach.
Nie odpuszczam. Słyszę trzaski po mojej prawej. Zatrzymuję się i czekam. Dostrzegam je – stado składające się z kilku jeleni i łań. Biegną równolegle do mnie. Nie spieszą się. Co raz zatrzymują i patrzą w moją stronę. Krzaczory uniemożlwiają zrobienie zdjęcia.
Zaczynam biec równo z nimi. Kolano mówi, że to nie jest dobry pomysł, ale kto by go słuchał, mimo że głośno trzeszczy. Dobiegam do przecinki w ostatniej chwili. Jelenie przebiagają, ale… ostatnie osobniki zainteresowane widokiem zbłądzonego, zziajanego świra zatrzymują się i patrzą w moją stronę! Jedna fota, druga, trzecia, piętnasta. Mamy to! Wtem… dróżką nadjeżdża… nie mniej przemoczony ode mnie rowerzysta. Tego widoku już nie zdzierżyły, popędziły dalej przed siebie.


FOT. WITOLD OCHAŁ POWIAT ROPCZYCKO-SĘDZISZOWSKI KRZYWA JELENIE LAS