Kiedy tylko w niedzielę przestało padać, ubrałem moje wyjściowe buty i pojechałem do lasu. Nie czułem się tam do końca komfortowo, bo był mały tłumek grzybiarzy, no ale przecież las to nie moja własność i każdy może sobie po nim spacerować. Nawet to wskazane jest. Każdy każdemu zagladał do koszyka, ale ze mną był mały problem, bo zamiast koszyka dyndał mi u szyi aparat.
Mimo chłodu i wiatru w lesie panowało przyjemne ciepełko, a wiatr skutecznie rozpraszały drzewa. No sama przyjemność – iść niespiesznie i szukać sobie kadrów.
Ten czerwony liść zwrócił moją uwagę, bo nie spadł jak inne na ściółłkę, a postanowił wylądować na paproci.
Na ogrodzeniu młodnika zawesił się liśc z… przyklejonymi resztami drugiego mniejszego liścia. Jak normalnie jakieś wykopalisko z odciśniętym śladem 😉
Hm… trochę wstyd, ale to jedyny grzyb, którego zauważyłem. Ale za to jaki fotogeniczny 🙂
Ten pień po ściętym drzewie zwrócił moją uwagę ze względu na czuprynkę, która na nim wyrosła.