Wyprawa udana

Pogoda wczoraj była swoistą mieszanką. Na przemian ciemne chmury i opady śniegu, a od czasu do czasu przebijające się słońce. Temperatura w okolicy zera stopni i do tego solidny wiatr. Pogoda idealna na przejażdżkę rowerową.

Wyryszyłem ze słońcem, potem nadeszły ciemne chmury i burza śnieżna, a na koniec nad horyzontem pojawiły sie kolory zachodu. Co z tego, że po powrocie nie czułem palców u stóp, a te u dłoni tylko co drugi. Liczy się uśmiechnięta od ucha do ucha gęba i już nie mogę się doczekać kolejnych tak udanych wypraw.

Tory, kapliczki i zmienna pogoda

Niby ciepło, bo na termometrze ponad 10° C. Mocny wiatr nie pomagał. Raczej chmury, choć czasem wyglądało słońce. No i od czasu do czasu pokrapywał deszcz. Przez te trzy godziny była chyba każda możliwa pogoda 🙂

Trochę asfaltem, trochę polnymi drogami. Kawał drogi wzdłuż torów, gdzie udało się sfotogorafować kilka pociągów. Jedno konkretne rozlewisko, którego rowerem nie dało by się pokonać. Po drodze kilka kapliczek, które tak lubię fotografować.

Niespiesznie, zatrzymując się raz po raz, by zrobić zdjęcie, czy po prostu porozglądać się po okolicy. To nic, że w każdym z tych miejsc byłem dziesiątki razy. Lubię w nie wracać i ciężko już znaleźć miejsca, których nie znałem.

Kontemplacja na bezdrożach

Piątek. Po południu było co prawda sporo chmur wysokiego piętra, ale tak naprawdę to nie zawsze zwiastują one kolorowy zachód słońca. Jechałem na rower, więc wziąłem ze sobą na wszelki wypadek aparat. Po kilku kilometrach, im bliżej słońce miało do horyzontu, niebo zaczęło przybierać coraz to piekniejsze barwy.

Jednak najpiękniej miało być dopiero po zachodzie. To wtedy niebo dosłownie zapłonęło czerwienią i pomarańczem. W te pędy zjechałem na jakowąś polną drogę, z dala od zabudowań, aby to tam kontemplować ten oszałamiający widok.

Wiatr niesprzyjający

Wahałem się, czy w ogóle wyjeżdżać z domu rowerem, kiedy wieje z prędkością do trzydziestu kilometrów na godzinę. Takie chuchro jak ja mógłby zdmuchnąc jeden mocnieszy podmuch wiatru, a broda robiła by tylko jako żagiel. Wcale nie uśmiechało mi się oglądać świata z poziomu przydrożnego rowu.

Było to jednak silniejsze ode mnie i nawet nie było tak źle, a jako gratis dostałem poniższe wspaniałe widoki o zachodzie słońca.

Dziś już wiosna (meteorologiczna)

Na termometrze było cztery stopnie na minusie. W takiej temperaturze moje rękawiczki chronią mnie przez około godzinę, może półtorej.To zależy czy wieje. Później już ich nie czuję i rozmrażam dopiero w domu pod prysznicem.

Wczoraj wieczorem, jak zobaczyłem co się dzieje na niebie, wsiadłem na moje dwa kółka i pojechałem przed siebie. Jazda w tak miłych okolicznościach to zapewniam, podwójna przyjemność. Nawet zapomina się o mrozie.

Zaczyna się marzec i to dziś mamy pierwszy dzień meteorologicznej wiosny. Czyż pogoda nie jest faktycznie wiosenna? Czyściutkie niebo (no przynajmniej w południowej połówce kraju), temperatura zaraz wzrośnie powyżej zera i te świergolące już od piątej rano ptaki!

Już nie padało

Sobota. Cały dzień było zimno, wiał wiatr oraz kilka razy padał deszcz i sypał śnieg. Na sam wieczór się polepszyło, bo został tylko ziąb i wiatr 😉 Wyciągnąłem rower i pojechałem z nadzieją, że wieczorem już nie zmoknę. Udało się, a w gratisie dostałem te piękne warunki na niebie. Kilkanaście minut przed zachodem słońca rozpogodziło się, a na niebie zagościły optymistyczne kolory.

Foty z siodełka

Nie wiem jak u Was w innych województwach, ale na Podkarpaciu pogoda była dziś iście wiosenna. 5 do 10 °C, i praktycznie zero wiatru. Może trochę brakło słońca, bo to tylko do czasu do czasu przebijało się przez chmury, ale dzięki temu podczas jazdy miałem piękne świetlne spektakle na niebie. W takim klimacie 50 kilometrów minęło jak pstryknąć palcami 🙂

W taką pogodę grzechem byłoby nie wsiąść na rower i nie udać się na powolną objazdowo – fotograficzną przejażdżkę. Poniżej kilka ciekawszych zdjęć, które udało się zrobić z siodełka.

Zimowy epizod rowerowy

Aż trudno uwierzyć, że wiosna już się kończy. Trwała tak krótko – zaledwie pięć czy sześć dni 😀 Wysokie temperatury i słońce. Jedynie ten srogi wiatr mógł być nieco słabszy. Dziś z powrotem plucha, a od jutra spadek tepmeratur.

Jak wczoraj wspominałem ja od Sylwestra codziennie jeżdże rowerem, a wczoraj zrządzenie losu sprawiło, że wrzuciłem do sakwy aparat. Drugie zrządzenie losu namalowało na niebie niezwykle intensywne halo słoneczne 22°. Nie powinienem patrzeć prosto w słońce, nawet przez ciemne okulary, ale nie mogłem oderwać wzroku! Coś wspaniałego i cudowne zakończenie krótkiego zimowego epizodu rowerowego 🙂

Halo słoneczne 22°, 4.01.2023

To wygląda jak przedwiośnie

Kto by pomyślał, że pierwszy rowerowy wpis pojawi się już w styczniu! Od kilku dni jest tak ładna pogoda, że wyciągnąłem rower i uskuteczniam kilkudziesięciokilometrowe wycieczki. W Sylwestra dwudziestoczteroletni żółty Giant przeszedł na zasłużoną emeryturę, a jego miejsce zajął równie fotogeniczny czerwony Trek, a to tym bardziej zmotywowało mnie do jazdy 🙂

Wracając do anomalii pogodowej – mimo mocnego wiatru, który potrafi wywrócić kolarza, temperatury sięgają 11 °C, a wyzierające słońce zachęca do aktywności na świeżym powietrzu. W najpiękniejszy dzień, czyli wczoraj oczywiście zapomniałem aparatu, ale od czego jest smartfon. Sami zobaczcie – to wygląda jak przedwiośnie! 😉

Zapomina się o wszystkim

Sezon rowerowy pewnie powoli się kończy. Jak jest zimno to nie cieszy mnie aż tak bardzo jeżdżenie na dłuższe wycieczki rowerowe. Właśnie wybiło mi na liczniku sześć tysięcy przejechanych kilometrów, ale najbardziej cenię właśnie te dalekie ponad stukilometrowe wyprawy po nieznanym terenie.

Odkrywanie nowych dróżek, gdzie samochody prawie nie jeżdżą, nowych widokowych miejscówek i zakątków. Wsiadam na rower i jakbym nagle znalazł się w innym świecie. Wszystko zostawiam za sobą. Uczcie bardzo podobne do tego podczas fotografowania. A może tak jest z każdą pasją… jak się robi co się lubi, to zapomina sie o Bożym świecie…?