Sobota, jak ja nie mogłem się jej doczekać. Spragniony kręcenia. Spragniony fotografowania. Spragniony ciszy, spokoju i samotności. Poranne ciepłe dwanaście stopni zachęcało do aktywności. Brak zachmurzenia i piękne słoneczko od samego świtu. No i najważniejsze – okoliczności przyrody.
Dziewięćdziesięciokilometrowa trasa obfitowała co prawda tym razem w piaszczyste drogi, błota i dawno nie używane leśne ścieżki, ale od czasu do czasu lubię i takie urozmaicenia. Nie lubię tylko mycia roweru po tym wszystkim, ale błoto trzeba było zeskrobać 🙂



