Jakoś tak w maju straciłem chęć do robienia zdjęć. Pochłonął mnie rower i, mimo że aparat zawsze jest w sakwie, to rzadko, albo wcale go nie wyciągam. Czasem pstryknę zdjęcie na pamiątkę smartfonem.
Po wielu latach fotografowania doszedłem do tego miejsca, że wolę przystanąć, popodziwiać, a nie sięgać po aparat. A o wschodzie, czy zachodzie słońca wolę odpoczywać i regenrować się na następne rowerowe wypady, niż jechać w plener. Pewnie to chwilowe, przynajmniej mam taką nadzieję.