Jakie miłe zaskoczenie. Spacerując mglistym rankiem po polach trafiłem na parę koni. Ktoś musiał naprawdę bardzo wcześnie wstać, aby je wypuścić na pastwisko, bo słońce wstało kilkadziesiąt minut wcześniej. Zakradłem się z daleka, nie chcąc ich niepokoić i wykroiłem ten cudowny kawałek łąki, na którym się pasły.
Motyle. Latają również i we wrześniu. Kiedy świeci słońce warto wybrać sie wieczorem na łąkę i popatrzeć ich beztroskim harcom. Czy naprawdę ich życie jest tak beztroskie? Pewnie chwilami tak, ale wciąż czyhają na nie różne niebezpieczeństwa – drapieżniki, wiatr, deszcz i pewnie sporo innych zagrożeń, a poza tym żyją bardzo krótko. Tak więc to co tak pięknie wygląda nie zawsze takim jest…
Pszczoły nie próźnują mimo końcówki lata. Kiedy tylko wychodzi słońce wylatują w poszukiwaniu pyłku i nektaru.
Tak, pszczoły potrzebują nie tylko nektary, ale i pyłku. Pokarmy te różnią się od siebie – nektar, to roztwór cukrów w różnych proporcjach oraz olejków witamin, kwasów organicznych, enzymów, soli mineralnych i związków azotowych. To taki pokarm węglowodanowy, czyli zapewniający im przede wszystkim energię. Z kolei pyłek to ważne źródło białk, tłuszczów, witamin.
Późnym latem, kiedy wieczorem słońca aż tak nie grzeje, lubię wybrać się na łąką i przemierzać ją z „nosem w trawie”. Miękkie światło późnego wieczoru świetnie nadaje się do fotografowania owadów.
Czy taka Krasula jedna z drugą nie mają sielskiego życia? Najfajniej to pewnie mają latem. Całe dnie na świezym powietrzu, odświtu do nocy. Trawy pod dostatkiem i tylko wścibskie gzy mącą ich spokój.
W zimie taka krowa dostanie paszę prosto do żłobu. Raz do roku urodzi małego cielaka. Nie musi się o nic martwić, bo nawet jeśli zdrowie szwankuje, to może być pewna, że zostanie sprowadzony weterynarz.
Podczas piątkowej przejażdżki rowerowej zwróciłem uwagę na parę pasących się krów w cudownym wieczornym świetle. Pewnie pochłonięte przeżuwaniem nie zwracały nawet uwagi na te piękne okoliczności przyrody. Jak pisałem wyżej, tylko gryzące gzyzakłócały ich sielankę.
Dawno nie pokazywałem nic z makrofotografii i już to nadrabiam. Dziś cztery fotografie, które powstały w ostatnim czasie w moim ogródku, na łące i w lesie.
Dla mnie wszystko co skacze to konik polny, ale oczywiście tak nie jest 😉 Ten tu wskoczył mi na dłoń, kiedy odgarniałem trawę, aby zrobić mu zdjęcie. Miłe stworzenie, wie jak sie zachować w obecności fotografa 🙂
Tego malutkiego niemowlaka ledwo dostrzegłem na jednej trawce. Był tak malutki, że pozwoliłem sobie zerwać trawę, aby zrobić mu zdjęcie w dogodniejszych warunkach, bo u mnie z kładzeniem się na trawie to już ciężko jest 🙂 Po wszystim oczywiście odniosłem maluszka w to samo miejsce, żeby jego mama się nie niepokoiła 😉
Zagdka, co to może być…
Kiedy zbieracze grzybów chodzili po lesie z pustymi koszykami, ja znalazłem kontaktowego grzyba. Szkoda, że nie jadalny. Ale za to w fajnych okolicznościach przyrody 😉
Poranne mgły. Zawieszone nisko nad łąkami. Gdy tylko wyjdzie słońce zaczynają się podnosić i rozpraszać. Nie ma dużo czasu na fotografowanie. A nie ma co ukrywać, że wyglądają najpiękniej właśnie wtedy, gdy słońce ledwo je muska swoim blaskiem.
Tak ulotne chwile, że później zastanawiamy się, czy to działo się naprawdę. Zdjęcia są po to, aby te momenty, minuty, sekundy zatrzymywać na dłużej. Kto nie widział tego na żywo, temu polecam z całego serca spacery o wschodzie słońca. Jak najczęściej. Aby w końcu trafić na swój bajkowy poranek. I go zapamiętać, zatrzymać ten trójwymiarowy obraz w sowjej głowie.
Trochę gorąco, choć słońce schowane było za delikatnymi chmurkmi. A to wymarzone warunki do makrofotografii. Naturalnie rozproszone światło. Wziąłem więc aparat i wyruszyłem na pobliską łąkę w poszukiwaniu owadów. Najciekawsze okazy przedstawiam poniżej.
Najpierw w oczy rzucił mi się chrząszcz, który w dziwnej pozie, trzymając się tylko przednimi odnóżami, zwisał ze ździebełka. Myślałem, że coś z nim nie tak, ale szturchnięty lekko tylko pomachał czułkami i wisiał sobie dalej. Możliwe, że jakowyś jogin…
Kolejny, to przedsatwiciel przostoskrzydłych. Sądząc po mieczu wystającym spod płaszcza, to jakowyś miecznik. Swoją drogą, ciekwy jestem po co mu on potrzebny. Pewnie do obrony przed obcymi najeźdźcami z sąsiedniej łąki….
Następny pod obiektyw poszedł malutki chrząszczyk o długim nochalu. Nie wnikam w jego charakter, ale mimo niezbyt pięknej buźki wygląda na porządnego chrząszcza.
Ostatni to pluskwiak, którego znalazłem na jednej z dzikiwch wiśni. O mało go nie zjadłem razem z nią.
Gdy niewiele ciekawego dzieje się na niebie, zabieram obiektyw do makrofotografii i buszuję na łąkach. Wspominałem, że oczy już nie te, a i rękami człowieka coraz bardziej trzęsie na stare lata, nie wpominając, że wyszedł z wprawy przez to fotografowanie krajobrazów.
Jednak ten mikro świat niewidoczny na codzień gołym okiem nie przestał mnie fascynować. Wiele owadów tylko obserwuję, nie próbując ich nawet sfotografować. Ale kiedy trafiam na interesujące mnie egzemplarze robię wszystko, aby udało się je uwiecznić.
Na dzisiaj mam kwietnika, który upolował utaplaną w pyle pszczołę (lub coś podobnego), drugiego kwietnika, który wyglądał jak z żurnala, zadbany, wykąpany i prawie że z makijażem oraz mrówkę, która aż przysiadła tak zaangażowała się w odrywanie kory z gałązki.
Jednym może się to zdjęcie wydać paskudne, bo muchy. Innym, że ich zachowanie jest nieobyczajne. Ktoś jeszcze inny pewnie się zgorszy. Dla mnie jednak znalezienie pary owadów i uwiecznienie ich w niedwuznacznej sytuacji to duża frajda. No nic na to nie pradzę, taki fetysz 😉
Już z daleka zobaczyłem coś dużego i czarnego na wysokiej trawie. Do tej pory nie raz fotografowałem te duże muchy in flagranti, więc przeczuwałem co to może być. Podszedłem i bardzo ostrożnie, żeby ich nie wystraszyć, zbliżyłem do nich aparat. Okazało się, że moja ostrożność nie było potrzebna, one nic a nic nie robiły sobie z mojej obecności, zajęte uciechami życia.
Szukając owadów mogę spędzić kilka godzin i owszem zrobić zdjęcia owadów – ostre, poprawnie naświetlone, ale tylko raz na jakiś czas uda się prawdziwa perełka. Albo jakiś rzadki okaz, albo para owadów, albo jakaś nietypowa owadzia scenka.
Wracałem już do samochodu, bo słońce chyliło się ku zachodowi, a ja chciałem jeszcze pojechać w inne miejsce fotografowac zachód. W pewnym momencie stanąłem jak wryty. Moim oczom ukazał się obrazek, jaki widziałem wielokrotnie w internecie, ale sam nigdy na coś takiego nie trafiłem.
Dwa modraszki ułożyły się już chyba do snu w synchronicznej pozie. Zupełnie nie zwracały na mnie uwagi. To niebywałe, bo zazwyczaj zwiewają przede mną w podskokach, a tym razem, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki zastygły w bezruchu.