Ogień na korbę

Zdecydowanie jeden z piękniejszych zachodów jakie miałem możliwość podziwiać i fotografować w tym roku! I to tak niespodziewanie. Spontanicznie wyskoczyłem na jedną z najbliższych miejscówek, a tu na niebie takie cuda!

Była środa, do zachodu jeszcze nieco czasu, a ja jeździłem na rowerze i spoglądałem raz po raz w niebo i na podgląd zachmurzenia z satelity. Wszystko wskazywało na ciekawe warunki. Docisnąłem korbę, wpadłem do domu po aparat jak po ogień, i długa samochodem pod pobliską kaplpczkę Nepomucena.

Niebo użycza blasku

Jeden z moich ulubionych odcinków do jazdy rowerem. Pięć i pół kilometra ciągnące się wąską wyasfaltowaną drogą szczytem wzgórza i przez las. Lubię ją włączyć do trasy. Kilka samotnych drzew, kilka kapliczek. Widoki na odległe wzgórza i na nieco bliższe pagórki. Później las – gdzie nie raz spotykam sarny, czasem jelenie i raz dziki.

Tak układam trasy, aby znaleźć się tam w okolicy zachodu słońca. Jadę wtedy niespiesznie podziwiając nie tylko wspomniane widoki, ale i kolorowe niebo użyczające swojego blasku okolicy.

Plany łóżkowe

Kapliczki występują na moich zdjęciach dosyć często. Lubię bardzo ten klimat, szczególnie na odludziu, z dala od zabudowań, przy polnych drogach.

Jeżdżąc po okolicy widziałem juz różne rzeczy z nimi związane – wyciananie sąsiadujących starych drzew, sadzenie ohydnych tui w ich pobliżu, ale to co zobaczyłem wczoraj przebiło wszystko.

Pod starą urokliwą kapliczką została postawiona sofa. Ja rozumiem, że to z pewnością prywatna własność i każdy może sobie robić tam co chce, ale… no nie wiem, może ze mną jest coś nie tak, ale zrobiło mi się wręcz smutno na taki widok. Aż nie chce wiedzieć jakie plany ktos ma związane z tym łóżkiem 🙂

Lampion

Kiedy pogoda taka jak za oknem i trzeba siedzieć zamkniętym w czterech ścianach (bo u mnie od rana pada), pozostaje powspominać ostatnie dni meteorologicznej zimy. Zimy, która już powoli zaczynała robić się wiosną. Jeśli chodzi o temperaturę i bezchmurną pogodę.

Kilka brzóz, a między nimi krzyż. Pokazywałem je zresztą dokładnie trzy dni temu. Tym razem fotka z innego miejsca. Z większej odległości, stąd nietypowa perspektywa z dużym wschodzącym słońcem. Wystarczyło ustawić się z aparatem w odpowiednim miejscu i tak oto powstał poniższy lampion.

Zawsze pamiętam

Nawet te kilka kolorowych chmurek sprawia, że czas zachodu słońca jest wyjątkowy. Ja czekam zawsze z utęsknieniem na ten moment i staram się, jeśli nie być w plenerze, to mimo wszystko choćby zerknąć w stronę zachodniego horyzontu. Sprawdzić jak jest dzisiaj. Czy słońce pomaluje nieboskłon, czy nie przebije się przez chmury. A jeśli niebo jest czyste, czy przypadkiem nie pojawi się jakiś zagubiony obłoczek, aby zabarwić się na złote lub pamarańczowe barwy. Zawsze o tym pamiętam.

Wszystko się zgrywa

Lubię upatrzeć sobie taki kadr, gdzie kilka elementów sporo od siebie ddalonych zgrywa mi się w całość. Tutaj jest to drzewo oddalone ode mnie o pół kilometra, dalej kaplica o 2,3 kilometra i kościół o 2,7 kilometra. No i słońce oddalone o 149 milionów kilometrów. W ciasnym kadrze ogniskowej 400 mm tworzy to jedną spójną całość.

Czy można sobie wymarzyć cudowniejszy widok? Każdy woli co innego. Dla mnie ten magiczny kadr z pewnością jest do powtórzenia, ale dopiero we wrześniu. Wtedy znów słońce będzie zachodziło w tych okolicach. Pewnie będą zupełnie inne warunki na niebie, na drzewie będą liście. Ja będę z ciągle taką samą pasją stał tam na polu i z niecierpliwieniem wyczekiwał podobnego widoku.

Natura mnie zaprosiła

Odrobina światła i resztki śniegu. Lekki przymrozek, ale bezwietrznie. Do świtu jeszcze kilkadziesiąt minut. Sam w szczerym polu nie spiesząc się, utrwalam na matrycy aparatu ten niesamowity klimat. Spektakl, na który zaprosiła mnie natura. Chciała pokazać to co najlepsze – poranek z ciekawą pogodą i wspaniałymi kolorami na niebie.

Zdjęcia archiwalne

Kolejne drzewo, które nie wiedzieć czemu zostało ścięte. Było fajną ozdobą pobliskiego zalewu. Nikomu nie przeszkadzało a dodawało uroku i klimatu temu miejscu. Każdy z okolicy, kto fotografuje musiał je znać i nie raz uwieczniać na swoich zdjęciach.

Ja sam co prada rzadko tam bywałem, ale kiedy zobaczyłem, że już go nie ma przypomniałem sobie o niepublikowanych zdjęciach z grudnia 2020 roku. Teraz są to już zdjęcia archiwalne, przedstawiające coś, czego już nie ma 😦

Miało być

Miało być kolorowe niebo. No bo jak wieje z południa, to takie często bywa. Niestety chmury się rozeszły. Mimo to fajnie zawinięta wstęga drogi oświetlona resztką zachodzącego słońca wyszła nienajgorzej. Miejscówka zauważona podczas jednej ze styczniowych wypraw rowerowych. Wróciłem tam raz, ale z pewnością zawitam tam jeszcze przy sprzyjających okolicznościach przyrody.

Lubię kałuże

Jak zima jest z dodatnimi temperaturami, to musi być błotko. A jak jest błotko, to są i kałuże. A jak są kałuże, to fajnie odbija się w nich niebo. A jak niebo jest kolorowe, to i kałuże stają się kolorowe. Więc możecie myśleć o mnie co chcecie, ale ja tam lubię kałuże 🙂