Burze odległe

Może nic tu takiego nie ma niezwykłego, jak tylko to, że widoczne na horyzoncie chmury, to odległe o grubo ponad sto kilometrów mocno wypiętrzone chmury burzowe. Podczas, gdy w okolicy Rzeszowa było już po konwekcjach, w rejonie Krakowa nadal szalały burze.

Udało się uchwycić dwie wypiętrzone komórki podświetlone zachodzącym za nimi słońcem.

Tego nie zapomnę.

Wczoraj była tęcza po konwekcji, a dzisiaj pokażę jak to wyglądało zanim zaczęło padać. Smugi opadowe nad horyzontem – widok dla mnie zawsze tak samo wbijający w ziemię. Mogę na to patrzeć bez końca. NIby zwyczajny widok, ale dla mnie wręcz hipnotyzujący.

Wiadomo, że lada chwila deszcz dojdzie do mnie. Czy zdążę uciec do samochodu przed ulewą? Czy piorun nie uderzy gdzieś obok. Przecież wysoki metalowy krzyż stojący na wzgórzu i kilkanaście mniiejszych mogą ściągać wyładowania. To jest jednak silniejsze ode mnie. Do tej pory odpukać tylko dwa razy zdarzyło się, że piorun uderzył tak blisko, że dosłownie drżała ziemia. Tego nie zapomnę do końca życia 🙂

Burzowy październik

Konwekcje, opady – owszem, ale żeby burza w październiku? No wiem, to nie nowość. Nieraz bywały i w listopadzie, ale jednak mimo wszystko to rzadkość. Już od popołudnia nad okolicą przechodziły komórki opadowe jedna za drugą. Ja jednak cierpliwie siedziałem w domu, aby dopiero przed zachodem słońca wyruszyć w plener. Wyszedłem z założenia, że jeśli złapać taką komórkę, to tylko w pięknym świetle zachodzącego słońca.

I co? No udało mi się. Na miejscu zastałem cudownie ukształtowaną komórkę burzową. Była wyizolowana, więc mogłem podziwiać ją w pełnej krasie, obserować jak się przemieszcza i co najważniejsze, nie martwić się, że zaraz zacznie padać, bo przechodziła kilka kilometrow ode mnie.

To jest zdecydowanie widok nie do zapomnienia. Mimo że widziałem takich wiele, to każdą jedną pamiętam i mogę odtworzyć okoliczności fotografowania. Stałem tam zauroczony tą potęgą natury. Zdjęcia robiłem automatycznie, a większość uwagi poświęcałem na zapamiętanie każdego szczegółu tego niesamowitego widoku.

Wrześniowy szelf

Nie sądziłem, że w tym sezonie będę przeżywał jeszcze te emocje. To bodajże czwarty raz od wiosny, kiedy udało mi się zaobserwować i sfotografować chmurę szelfową. Tym razem nie podążała za nią na szczęście burza, ale tylko nawalne opady deszczu i odrobina gradu.

Jednak emocje, które towarzyszyły mi są nie do opisania. I nieważne, że tego typu konwekcje obserowałem przez ostatnie lata wiele razy – za każdym razem mam tak samo. Obserwuję zbliżającą się komórkę i wypatruję tworzącego się szelfa. Drugim okiem już szukam najlepszego kadru. Raz po raz robię zdjęcia, bo chmura zmienia się z minuty na minutę.

Najpierw z daleka wygląda całkiem niepozornie – ot większa chmurka i jakby sie mogło wydawać odrobinę opadów.

Mija cztery minuty i zaczyna się zarysowywać wyraźny szelf. Wtedy już wiem, że jeszcze moment i znajdzie się on tuż nade mną.

Po kolejnych czterech minutach szelf jest już prawie nade mną i to jest właśnie najlepszy moment na zdjęcie. Chwilę później spadają pierwsze krople deszczu, a ja wmywam się w podskokach do auta.

Jak juz burza, to konkretna

Tak spektakularnej chmury szelfowej dawno nie widziałem. W tym roku, może to i lepiej, burze oszczędzają moją okolicę, ale jak już są, to niezwykle widowiskowe.

Zaczęło się tradycyjnie, zobaczyłem na radarach zbliżające się burze, więc podjechałem na jedną z górek. Nic nie wskazywało na malowniczy szkwał. Dookoła tak zwane nimbo, czyli jednolita szara chmura.

Jak już tam byłem, to zrobiłem zdjęcie nimbu i zawróciłem do domu. Po kilkunastu minutach drogi zauważyłem, że coś jednak się dzieje. Zawrotka i w ostatniej chwili wpadłem na punkt widokowy z rozległym widokiem. Wtedy już wszystko działo się bardzo szybko. Myślę, że zdjęcia oddają atmosferę i więcej słów jest zbędne 😉

Trzy pierwsze zdjęcia zrobione w ciągu 4 minut, więc można sobie wyobrazić, jak to monstrum szybko na mnie nacierało 😉

Mokry sen fotografa

Mokry sen fotografa pogody – chmura szelfowa, a tuż za nią podświetlone słońcem smugi opadowe. Do pełni szczęścia brakło może tylko zarejestrowanego razem z tym wyładowania atmosferycznego.

Jest pótorej godziny do zachodu słońca, kiedy na radarach zauważam zbliżającą się potężną komórkę burzową. Nie zastanawiając się wyjeżdżam na punkt obserwacyjny. Niewiele się jednak dzieje przez najbliższą godzinę. Widać co prawda w oddali ciemną chmurę, od czasu do czasu wyładowanie i coraz mocniej podświetlane przez zachodzące słońce smugi opadowe.

Czekam cierpliwie, a kiedy spadają pierwsze krople postanawiam zrobić kilka pamiątkowych zdjęć. Wtedy w kilka minut zaczyna tworzyć się wyraźny szelf i zbliżać do mnie w zastraszającym tempie. Jest obszerny na jedną czwartą horyzontu. Aby go zarejestrować w całości muszę wykonać szeroką panoramę (dwa rzędy po pięć zdjęć). Każde zdjęcie to dwie sekundy, a po każdym trzeba przetrzeć obiektyw szmatką, bo deszcz już leje, a nie kropi. Na szczęście samochód stoi tuż obok i po wszystkim mogę się szybko ewakuować.

Teraz niepewność przy postprodukcji, czy panoramę wykonałem prawidłowo. Na szczęscie jest OK, poza kilkoma plamami z deszczu, które łatwo dało się usunąć. I tak oto mam fotografię, którą osobiście uważam za najlepsze zdjęcie meteo, jakie udało mi się zrobić od kiedy interesuję się tym tematem.

FOT. WITOLD OCHAŁ POWIAT ROPCZYCKO-SĘDZISZOWSKI METEOFOTOGRAFIA CHMURA SZELFOWA ZACHÓD SŁOŃCA ZAGORZYCE SIELEC PODLASEK

Szelf niespodziewany

Jak ja za tym tęskniłem. Za tym groźnymi chmurami, porywistym wiatrem i strachem, żeby zdążyć się schować zanim zacznie padać. To za każdym razem są niezapomniane emocje i pośpiech. Duży pośpiech, bo najciekawsze zawsze trwa kilka, kilkanaście minut. Nie ma czasu na statyw i myślenie nad kadrem, w takich chwilach wszystko odbywa się spontanicznie.

Widziałem na radarach, że zbliża się deszcz, ale pomyślałem że zdążę jeszcze chwilę pospacerować i poobserwować zbliżające się chmury. Kiedy jednak wyjechałem na wzniesienie zobaczyłem zbliżającą się bardzo szybko chmurę szelfową. Wiedziałem, że nie ma wiele czasu i faktycznie, od pierwszego zdjęcia do ostatniego minęło raptem 13 minut. Potem nadeszla ściana obfitego deszczu, ale wtedy ja już siedziałem w ciepłym aucie i wracałem do domu ze zdjęciami.

FOT. WITOLD OCHAŁ POWIAT ROPCZYCKO-SĘDZISZOWSKI FOTOGRAFIA KRAJOBRAZOWA PODLASEK ZAGORZYCE CHMURA SZELFOWA SZKWAŁ DESZCZ KONWEKCJA

Przed burzą

Najpierw zaczęły zbierać się chmury, ale jeszcze tu i ówdzie prześwitywało przez nie słońce tworząc efektowne promienie.

Później przyszła pora na wał szkwałowy. Może nie bardzo widowiskowy, ale mógł zwiastować tylko jedno – burzę, a przynajmniej solidne opady deszczu. Nie pomyliłem się, chwilę później pojawiły się obfite opady deszczu. Ściana deszczu nieuchronnie zmierzała w moim kierunku.

FOT. WITOLD OCHAŁ POWIAT ROPCZYCKO-SĘDZISZOWSKI FOTOGRAFIA KRAJOBRAZOWA PODKARPACIE PODLASEK NOCKOWA PROMIENIE ZBLIŻAJĄCA SIĘ BURZA SMUGI OPADOWE ULEWA

Oberwanie chmury

Cóż mogę napisać. Nie skłamię, jeśli przyznam, że tak wyraźne smugi opadowe widziałem po raz pierwszy w życiu. Z mojego punktu widzenia odnosiło się wrażenie, że dosłownie chmura spada na ziemię, co zresztą niektórzy nazywają oberwaniem chmury. Poza tym ta niesamowita budowa chmury burzowej (zdjęcie 2), która przybrała taką niezwykłą postać dosłownie na kilka minut. Stałem tak i patrzyłem na to niezwykłe zjawisko ciesząc się, że zdecydowałem się wyjechać w teren.

W momencie robienia zdjęć główny rdzeń opadowy znajdował się zaledwie 8-10 km ode mnie, a intensywność opadu według radaru wynosiła tam aż 150 litrów na metr kwadratowy. Całe szczęście, że komórka dość szybko się przemieszczała.

Krowy wyluzowane

Potężna chmura szelfowa i niczego nieświadome krowy. Jest już ponad pół godziny po zachodzie słońca i dość ciemno ze względu na chmury i tę właśnie nadchodzącą burzę. O krowach ktoś zapomniał, a może zostają na noc, bo na pastwisku mają wodę i poidło. Wszystkie cztery jakby od niechcenie przeżuwają trawę. Widać, że się im nudzi, bo wszystkie zwracają na mnie uwagę i pozują do zdjęć nie zdając sobie sprawy, co jest za nimi.