Historia niepoznana

Nie wiem jak w innych krajach, bo nie byłem, ale w Polsce kapliczek jest sporo. Pomijam te przy domostwach i w ogródkach. Mówię o kapliczkach w szczerym polu, przy polnych i asfaltowych drogach. Koniecznie z rosnącymi przy nich wysokich drzewach (absolutnie nie tuje!). Wpisane są one w polski krajobraz i mimo, iż może to nie wszystkim odpowiada, ja je bardzo lubię.

Kiedy znajduję takie na odludziu, chętnie wracam tam z aparatem, aby złapać ten niepowtarzalny klimat. Rdzewiejący krzyż, popękany tynk, rozwalający się daszek. Czasem rozbita szyba, wyłamany płotek. Ale zawsze znajdzie się ktoś, kto przyniesie tam od czasu do czasu kwiaty albo zapali znicz. Pewnie każda z nich ma swoją historię, ktorej my nigdy nie poznamy.

Widok nie częsty

Dawno nie było deszczu, więc mogłem swoje dwa kółka zabrać na polne drogi, gdzie jeszcze nigdy nie byłem. Tu, w swojej najbliższej okolicy. I udało mi się odkryć całkiem urocze miejsce z przebarwionym drzewem i pasącymi się krowami. Dwie krowy uwiązane na łańcuchu, a nie w stadzie to momo wszystko dość rzadki widok w naszych czasach.

Zdawać by się mogło patrząc na minę krowy ze zdjęcia numer jeden, że i widok samotnego rowerzysty z zaczepionymi sakwami i dziwnym urządzeniem przy oku nie jest zbyt częsty w tej okolicy.

Wyjątek

Niedługo minie sześć lat, jak jeźdżę w to miejsce. Ostatnio już coraz rzadziej, ale mam do niego sentyment i od czasu do czasu wracam pod dwie samotne akacje rosnące przy polnej drodze. Może kiedyś jak znajdę chwilę policzę, ile razy tam byłem, ale ośmielam się stwierdzić, że pewnie blisko sto 🙂

Ostatnio zajechałem tam w ubiegłą niedzielę w południe. Światło tego dnia dopisało, bo było trochę chmur i trochę czystego nieba. W powietrzu unosiła się wilgoć, która tak ładnie rozprasza światło nawet w ciągu dnia. Co prawda zasada fotografii krajobrazowej mówi, aby fotografować tylko o wschodzie i zachodzie słońca, ale od reguł są jak najbardziej wyjątki 😉

Chmury skołatane

To chyba najbardziej urokliwe miejsce w całym moim powiecie. A na pewno w mojej wiosce. Znam to miejsce na wylot i wykonałem tam chyba wszystkie możliwe kadry. Jednak ciągle tam wracam, bo tak naprawdę nie sa dla mnie istotne nowe miejsca i kadry, ale abym się dobrze czuł podczas fotografowania. o miejsce ma niepowtarzalny klimat i tam czuję się jak u siebie na podwórku.

Poszedłem tam we wtorkowy wieczór i na dzień dobry (a raczej na dobry wieczór) zrobiłem poniższe trzy kadry. Światło było tak niesamowite, że kolory aż raziły w oczy, jednocześnie będąc mocno stonowane, oświetlone cudownie zblendowanym światłem zachodzącego słońca odbijającym się od skołatanych chmur.

Okolica w trójwymiarze

Może niezbyt wysokie te nasze pagórki, ale jak wyjść na sam szczyt, to można podziwiać ciągnące się wydawać by się mogło w nieskończoność, tereny. Lubię stanąć na takim pagórku i obserwować przez teleobiektyw okolicę starając się rozpoznać odległe charakterystyczne obiekty, drzewa, drogi, wzgórza. Wbrew pozorom nie jest to takie łatwe, choć te tereny mam zjedżone samochodem, rowerem i na schodzone na piechotę wszerz i wzdłuż.

Mała dolinka

We wrześniu straciłem nadzieję na złotą polską jesień. Ale pogoda jest nie do przewidzenia na dłuższą metę. Październik uraczył nas swoim ciepłem i kolorami. Każdą wolną chwilę staram się w pełni wykorzystać na obcowanie z naturą i jej uwiecznianiem. Żal tylko, że dzień już taki krótki i jeśli nie uda się urlopu, to po pracy zostaje na to raptem godzinka. No i weekendy oczywiście.

Tu zdjęcia z wieczornego spaceru po najbliższej okolicy. Lubię przystanąć na tym wzniesieniu i przyglądać się niezbyt rozległej dolince. Tu u mnie są zaledwie pagórki, więc nie mam jakiś rozległych widoków, ale i to cieszy.

Cierpliwe oczekiwanie

Jesienne kolory drzew w połączeniu z cudownym zachodem słońca. Mój ulubiony układ chmur, czyli większość nieba w chmurach, a nad samym horyzontem luka, sprawił ten niesamowity klimat wieczoru.

Tylko dlaczego to wszystko trwa tak krótko? Ale z drugiej strony, gdyby tak było cały dzień, czy nawet przez kilka godzin, to szybko byśmy do tego przywykli. Wyczekiwanie na wspaniałe warunki, cudowne wschody i zachody, to jest to co mnie kręci w fotografii. Jestem cieprliwy, i wiem, że wcześniej czy później znajdę się w odpowiednim miejscu i czasie. A nawet jeśli coś przegapię, to natura powtórzy to za jakiś czas.

Jak najwięcej kolorów

Mamy to na co tak długo czekaliśmy. Prawdziwą polską złotą jesień. Od czwartku temperatury wysokie jak na tę porę roku i dużo słońca. Udało się poświęcić jeden dzień na stukilometrową trasę rowerem po lesie. Możecie sobie wybrazić, co to za uczta dla zmysłów? Przepiękne kolory opanowały podkarpackie lasy. O tym jednak innym razem, bo zdjęcia grzecznie czekają na postprodukcję, a kiedy to czytacie ja znów mykam, tym razem po resztkach puszczy sandomierskiej.

A poniższy kadr zrobiłem jednego z ostatnich wieczorów. Starałem się zmieścić w nim jak najwięcej jesiennych kolorów. Zachodzące słońce pomogło tylko w ich wydobyciu i nasyceniu. Od tych kilku dni jestem nieustannie w szale bojowym, aby każdą wolną chwilę wykorzystać na podziwianie i uwiecznianie tych cudnych kolorów jesieni.

Efekt rozmycia

To nie jest tak, że zawsze trafiam na super warunki i najidealniejsze światło do fotografowania. Na zdjęcie składa się wiele składowych. Pierwsze i najważniejsze – bardzo często analizuję prognozy pogody, aby na tej podstawie wywnioskować, czy warto wychodzić w teren. To zajmuje sporo czasu, a i tak nieraz się nie sprawdzają, albo sam świadomie wychodzę podczas gorszej (do zdjęć) aury.

Po drugie wychodzę, wyjeżdżam w teren i oglądam się nieustannie w poszukiwaniu miejscówek, choć tu już mam małe miejsce do popisu, bo całą okolicę znam jak własną kieszeń. Później znajdując się już na miejscu poszukuję ciekawych kadrów. A ukoronowaniem i wisienką jest już postprodukcja kadrów w programie graficznym.

Wtorkowy wieczór – to wtedy natura wynagrodziła moje starania do jak najpiękniejszego jej uwiecznienia. Po zachodzie słońca delikatne chmurki nabrały malinowego koloru, a ja postanowiłem użyć filtru szarego umożliwiającego rozmycie wędrujących poniebie chmur. Myślę, że powstał całkiem fajny efekt, a zdjęcie nabrało dynamiki.

Krok w bok

We wczorajszym poście pisałem o tym, że wystarczy nieraz poczekać kilka minut, a już mamy zupełnie inne światło. A dziś przykład, że nie warto robić ujęć tylko z jednego miejsca, bo czasem wystaczy jeden, czy kilka kroków do przodu, do tyłu, w bok i mamy zupełnie inny kadr.

Wczorajszy poranek zapowiadał się mgliście. Co z tego, że obudziłem się na czas, jak zacząłem się zastanawiać, czy jechać w teren i ponownie zasnąłem. Na szczęście mgła utrzymywała się długo i zdążyłem odwiedzić kilka miejsc i nacieszyć się cudownymi jesiennymi widokami. Poniższe zdjęcia z widokiem na górę Bardo na Pogórzu Strzyżowskim, a pozostałe mam nadzieję pokażę wkrótce 🙂