Niepogodny las

Pogoda nie rozpieszcza. Więcej chmur, niż czystego nieba. Temperatury też jakby jesienne. Nic na to nie poradzimy i trzeba cieszyć się z przebywania na świeżym powietrzu, na ile możemy. Taki na przykład las również w zachmurzone dni potrafi wyglądać całkiem fajnie. Spacer po nim daje poczucie wolności, szczęścia i zdrowego spędzania czasu. Czasu na wewnętrzne wyciszenie i wsłuchanie się w odgłosy natury.

Niebo i ziemia świeciły

Co za niespodziewanie cudowny wieczór. Piątek, bo to tego dnia przed zmrokiem, mimo kontuzjowanego kolana wybrałem się w plener. Bardzo ciężko było mi dojść na upatrzone miejsce, ale głód fotografowania pchał mnie do przodu.

Początkowo niebo było takie sobie. Nie spiesząc się upatrzyłem sobie kilka kadrów i niespiesznie fotografowałem. Po chwili słońce znalazło sobie gdzieś tam między chmurami większą dziurę i zaczął się prawdziwy spektakl. Kuśtykając zawróciłem, aby zrobione wcześniej kadry powtórzyć w tym cudownym swietle.

Na te dosłownie kilka minut wszystko aż raziło blaskiem. Niebo i ziemia zdawały się świecić swoim własnym pomarańczowo żółto czerwonym światłem! Poniżej jedno zdjęcie, które doskonale oddaje nastrój opisywanego wieczoru.

Oczarował ją dżajant

Kontuzja kolana. Zbliżał się weekend, a we wrześniowe weekendy przecież ja łażę po lasach w nadziei na spotkanie z jeleniami albo jakowąś inną dziką zwierzyną. Tymczasem nie mogłem przejść bez bólu więcej niż kilkadziesiąt metrów. Na szczęście w piątek po południu zaczęło się trochę poprawiać, ale ja chcę do lasu na kilka godzin co najmniej!

Może na rowerze kolano nie będzie bolało… Nie pozostało nic innego, jak zawieść do lasu rower, zabrać aparat i liczyć na spotkanie z jeleniami. Pierwszy trafił się już na samym początku drogi, ale zanim ogarnąłem technikę szybkiego zatrzymywania, zeskakiwania i odpalania aparatu, jelenia dawno nie było. Nauczony doświadczeniem resztę drogi jechałem z włączonym, dyndającym u szyi aparatem. Tylko wtedy to już jakoś żadna zwierzyna się nie pokazywała.

Ale… w końcu trafiła się dostojna łania. Stała na skraju lasu i spoglądała na mnie z zainteresowaniem. Jestem pewien, że oczarował ją mój żółty dżajant 😀

Z perpektywy jeża

Idę ja swoimi ścieżkami i odbiłem nieco na bok, a tam pole słoneczników. Tylko, że jakieś nieurodzajne, bo to tu to tam wyrastają pojedyncza rośliny. Ale jakiż to problem, trzeba było wymyślić kadr, gdzie będa one wyglądały atrakcyjnie. Pomyślałem, że fajnie mogą wyglądac z perspektywy żaby, myszy, czy innego jeża 😉

Nutka tajemniczości

Szósta rano to nie jest już tak żle. Bo w lecie wstawanie za często o wschodzie słońca nie wchodziło w grę. Teraz, kiedy słońce wstaje coraz później, można sie i wyspać i zdązyć na te najpiekniejsze chwile do lasu. Chwile, kiedy słońce ledwo przedziera się przez konary drzew, a zamglone powietrze dodaje nutki tajemniczości.

Zrobił mi poranek

Sarny. Kiedy nie ma pogody, na niebie nimbo, one zawsze uratują sytuację. Jest sfotografowana sarna, wyjazd udany 😉 To taki nasz żarcik z kolegą, kiedy wymieniamy się wrażeniami po wyjazdach w plenery.

Tutaj jednak sarny przeszły same siebie dosłownie i w przenośni. No bo żeby aż takie fikołki prezentować przed obiektywem, to trzeba nie tylko chcieć, ale i umieć. Spisały sie na medal i zrobiły mi ten poranek 😉

Zapomina się o wszystkim

Sezon rowerowy pewnie powoli się kończy. Jak jest zimno to nie cieszy mnie aż tak bardzo jeżdżenie na dłuższe wycieczki rowerowe. Właśnie wybiło mi na liczniku sześć tysięcy przejechanych kilometrów, ale najbardziej cenię właśnie te dalekie ponad stukilometrowe wyprawy po nieznanym terenie.

Odkrywanie nowych dróżek, gdzie samochody prawie nie jeżdżą, nowych widokowych miejscówek i zakątków. Wsiadam na rower i jakbym nagle znalazł się w innym świecie. Wszystko zostawiam za sobą. Uczcie bardzo podobne do tego podczas fotografowania. A może tak jest z każdą pasją… jak się robi co się lubi, to zapomina sie o Bożym świecie…?

Kawałek wykrojony

Jakie miłe zaskoczenie. Spacerując mglistym rankiem po polach trafiłem na parę koni. Ktoś musiał naprawdę bardzo wcześnie wstać, aby je wypuścić na pastwisko, bo słońce wstało kilkadziesiąt minut wcześniej. Zakradłem się z daleka, nie chcąc ich niepokoić i wykroiłem ten cudowny kawałek łąki, na którym się pasły.

Nie usiedzę

Weekend był u mnie deszczowy. Ale po tym jak całą sobotę przesiedziałem w domu, w niedzielę stwierdziłem, że dłużej nie dam rady usiedzieć na dupie i wybywam do lasu. Ubrałem się tak, aby w razie deszczu nie przemoknąć do suchej nitki i dobrze, bo podczas trzygodzinnego spaceru na przemian padał deszcz i przebijało się słońce.

Najlepszy dowodem, że nawet poczas takiej aury warto wyjść w plener, niech będą poniższe zdjęcia, bo kiedy się przejaśniało, światło było tak cudowne, że fotki same się robiły. Byłem tak zaaferowany klimatem, że oddaliłem się w nieznane zakątki lasu i w pewnej chwili nie wiedziałem co dalej, a w telefonie nie było zasiągu aby obadać gdzie jestem.

Jak widać w lasach robi się już miejscami jesiennie. Dość wcześnie w tym roku, pewnie ze względu na suche lato. Trzeba się spieszyć ze spacerami, żeby nie przegapić tej najbardziej kolorowej pory roku.

Wschód Księżyca | 7.09.2022

Rano opisywałem co przeżyłem zanim powstały te zdjęcia, więc nie będę się powtarzał. Odsyłam do tego postu 😉

Księżyc tego wieczoru cudownie pozował, a z przeciwnej strony słonce, które jeszcze nie zaszło, pięknie oświetlało okolice. Powstały jak dla mnie ciepłe kliatyczne i sielskie obrazki. Ten wieczór z pewnościa zapamiętam na długo 🙂