Tu lubię

Dziś kolejna kapliczka w zimowej odsłonie. Kilkaset metrów, może mniej od tej pokazywanej we wtorek. Ta jest malutka, niepozorna, wisi sobie na potężnej lipie, która jest pomnikiem przyrody. Jedynym, jaki znam w najbliższej okolicy.

Lubię ta od czasu do czasu zajechać na spacer Podobnie układając trasy rowerowe, często wiodę je własnie tamtędy. Kapliczka znajduje się na odludziu przy rzadko uczęszczanej dróżce. Poza tym z tej okolicy rozciąga się rozległy widok na okolicę, w pobliżu jest las. Ja w takich miejscach czuję się wyjątkowo dobrze. Brak innych bodźców boza odgłosami i dźwiękami natury.

FOT. WITOLD OCHAŁ POWIAT ROPCZYCKO-SĘDZISZOWSKI SZKODNA LIPA KAPLICZKA ZIMA MRÓZ ŚNIEG

Gołym okiem niewidoczne

Czas szybko płynie, jeszcze tylko miesiąc do kalendarzowej zimy. Śnieg oczywiście spadł wcześniej, a jak jest pierwszy śnieg, to człowiek rwie się do jego fotografowania. Tym razem wybrałem się już po zmroku w jedna z miejscówek, która była tu już pokazywana wielkrotnie, ale zapewniam – nigdy w takich warunkach.

Marznąca mżawka plus delikatny wiaterek. Temperatura na minusie, więc miałem namiastkę prawdziwej zimy. Podniesiona czułość i długi czas naświetlania pozwoliły osiągnąć to, co widzimy na zdjęciu. Panowały bowiem egipskie ciemności, ostrość łapałem na czuja manualnie, podobnie z kadrowaniem. Po którejś próbie udało się trafić i z jednym i drugim 🙂 Myślę, że efekt wart mojego marznięcia, bo klimat niepowtarzalny, no i niewidoczny gołym okiem.

2021 kontra 2022 | season slice

Ci z Was, którzy bacznie obserwują bloga, pewnie pamiętają drzewo z namalowanym sercem, które fotografowałem dokładnie drugiego października ubiegłego roku. Przypadek sprawił, że i tego roku, akurat drugiego października przejeźdżałem tamtędy i też zrobiłem identyczne zdjęcie.

Dopiero w domu załapałem, że jedno i drugie zrobiłem tego samego dnia października. Nie pozostaje mi nic innego, jak i za rok dokładnie o tej samej porze sprawdzić, co z drzewem! 😉

2 października 2021
2 października 2022

Cierpliwe oczekiwanie

Jesienne kolory drzew w połączeniu z cudownym zachodem słońca. Mój ulubiony układ chmur, czyli większość nieba w chmurach, a nad samym horyzontem luka, sprawił ten niesamowity klimat wieczoru.

Tylko dlaczego to wszystko trwa tak krótko? Ale z drugiej strony, gdyby tak było cały dzień, czy nawet przez kilka godzin, to szybko byśmy do tego przywykli. Wyczekiwanie na wspaniałe warunki, cudowne wschody i zachody, to jest to co mnie kręci w fotografii. Jestem cieprliwy, i wiem, że wcześniej czy później znajdę się w odpowiednim miejscu i czasie. A nawet jeśli coś przegapię, to natura powtórzy to za jakiś czas.

Efekt rozmycia

To nie jest tak, że zawsze trafiam na super warunki i najidealniejsze światło do fotografowania. Na zdjęcie składa się wiele składowych. Pierwsze i najważniejsze – bardzo często analizuję prognozy pogody, aby na tej podstawie wywnioskować, czy warto wychodzić w teren. To zajmuje sporo czasu, a i tak nieraz się nie sprawdzają, albo sam świadomie wychodzę podczas gorszej (do zdjęć) aury.

Po drugie wychodzę, wyjeżdżam w teren i oglądam się nieustannie w poszukiwaniu miejscówek, choć tu już mam małe miejsce do popisu, bo całą okolicę znam jak własną kieszeń. Później znajdując się już na miejscu poszukuję ciekawych kadrów. A ukoronowaniem i wisienką jest już postprodukcja kadrów w programie graficznym.

Wtorkowy wieczór – to wtedy natura wynagrodziła moje starania do jak najpiękniejszego jej uwiecznienia. Po zachodzie słońca delikatne chmurki nabrały malinowego koloru, a ja postanowiłem użyć filtru szarego umożliwiającego rozmycie wędrujących poniebie chmur. Myślę, że powstał całkiem fajny efekt, a zdjęcie nabrało dynamiki.

Spektakl natury

Jak całe lato niewiele fotografowałem, bo i warunków nie było zbyt często, a i rower pochłaniał sporo czasu, tak w mijającym tygodniu wszystko się odwróciło. Wszystkie sześć wieczorów spędziłem w terenie i trzy razy trafiłem na istny szał na niebie. Z dwóch pozostałych wieczorów również wpadło po kilka zdjęć.

Poniżej fotki ze środy. Plany były zupełnie inne niż fotografowanie, ale na szczęście wziąłem ze sobą aparat, a plany musiały ulec na bieżąco zmianie, kiedy zobaczyłem co się dzieje na niebie. Jak jeszcze chwilę wcześniej wydawało się, że niebo nie zaświeci, tak później na kilkanaście minut wszystko mieniło się kolorami. Pędziłem jak szalony na najbliższą znaną mi miejscówkę i udało się uwiecznić ten spektakl natury.

Jarzębina na koniec lata

Ostatni dzień wakacji żegnamy drzewkiem jarzębiny rosnącym samotnie na miedzy w szczerym polu na jednym z okoliczych pagórków. Co roku na przełomie sierpnia i wrzesnia wybieram się, aby go uwiecznić o mojej ulubionej porze dnia.

Jutro zaczyna się szkoła, wiele z nas wraca z urlopów, ale nie ma sie co przejmować, tylko być dobrej myśli, że ładna pogoda potrwa jeszcze co najmniej do listopada. Tym optymistycznym akcentem wejdźmy w meteorologiczną jesień 😉

Lewitacja

Słońce zniknęło za horyzontem chwilę temu. Miałem za sobą kilka kilometrów pośpiesznego marszu i fotografowania w międzyczasie. Chciałem wykorzystać piękny zachód słońca na maksa i zrobić jak najwięcej różnych ujęć. Byłem przekoanany, że to koniec spektaklu. Jednak jak przed chwilą chmury przestały być żółto złote, tak teraz zaczęły przybierać kolor purpury.

Musiałem przebiec jeszcze kilkaset metrów, aby uwiecznić ten cudowny widok w pobliskiej dolince z samotnie rosnącą wierzbą. Wydawało mi się, że nie biegnę, a lewituję kilkadziesiąt centymetrów nad ziemią. Jedynie rozstawianie statywu utwierdzało mnie, że jednak stąpam po ziemi. Odcienie zmianiały się z minuty na minutę. Purpura świeciła może cztery, może pięć minut. Kiedy ocknąłem się z fotograficznego letargu byłem już pod samym drzewem, a niebo zrobiło się szare.

Wierzba w polu

Powoli zbliżamy się do końca maja. Nie był on za bardzo ciepły, ale ja to nawet wolę jak coś się dzieje w pogodzie, bo wtedy bywają ciekawsze warunki do fotografowania. Natomiast jeśli chodzi o jazdę na rowerze (co jak wiadomo jest moją drugą wielką pasją), to jednak wolę ciepło i oczywiście bezwietrznie.

Jeden z majowych wieczorów, kiedy spacerowałem tak naprawdę bez celu z aparatem zawieszonym na szyi. Niebo było w większość bezchmurne, ale ni stąd ni zowąd pojawiły się dynamiczne chmury, a ja akurat byłem w okolicy samotnej wierzby, którą tu juz wielokrotnie pokazywałem. Niskie słońce w połączeniu z rozwianymi obłokami stworzyło mi idelane tło do mojej wierzby.

FOT. WITOLD OCHAŁ POWIAT ROPCZYCKO-SĘDZISZOWSKI GNOJNICA

Malowane przez mistrza

Bywa tak, że gdzieś jadę i nagle zauważę jakiś kawałek okolicy, który mi się spodoba i widzę w nim potencjalny kadr. Zazwyczaj bywa to chwila, kiedy gdzieś ładnie padnie światło, albo zza drzew, czy krzaków wyłoni sie jakiś obiekt.

Wtedy jeśli tylko mogę zatrzymuję się i wrzucam wsteczny. Lub jak sie nie da, to zawracam. Tak też było tym razem. Wyjechałem zza zakrętu i rzuciło mi się w oczy to pięknie oświetlone wieczornym słońcem kwitnące drzewo. Zwykły, popularny widok, jakich teraz sporo na wsi, a jednak ten kadr ujął mnie szczególnie.

Światło padało w ten sposób, że zwykła droga, zwykłe krzaki i zwykłe drzewo na kilka minut stały sie niezwykłe. Jakby nie z tego świata, a z obrazu malowanego ręką wprawnego malarza.

FOT. WITOLD OCHAŁ POWIAT ROPCZYCKO-SĘDZISZOWSKI FOTOGRAFIA KRAJOBRAZOWA IWIERZYCE