Jak całe lato niewiele fotografowałem, bo i warunków nie było zbyt często, a i rower pochłaniał sporo czasu, tak w mijającym tygodniu wszystko się odwróciło. Wszystkie sześć wieczorów spędziłem w terenie i trzy razy trafiłem na istny szał na niebie. Z dwóch pozostałych wieczorów również wpadło po kilka zdjęć.
Poniżej fotki ze środy. Plany były zupełnie inne niż fotografowanie, ale na szczęście wziąłem ze sobą aparat, a plany musiały ulec na bieżąco zmianie, kiedy zobaczyłem co się dzieje na niebie. Jak jeszcze chwilę wcześniej wydawało się, że niebo nie zaświeci, tak później na kilkanaście minut wszystko mieniło się kolorami. Pędziłem jak szalony na najbliższą znaną mi miejscówkę i udało się uwiecznić ten spektakl natury.


