Za dużą mgłą

Dziś pokażę kolejną porcję fot zrobionych podczas wczesnoporannej wyprawy rowerowej. Tak sobie jadąc wąskimi śródpolnymi drogami trafiłem na tak fascynujący widok, że aż mi dech zaprało.

Wyglądające zza koron drzew słońce i mgła stworzyły spektakl tak nieziemski, że zamarłem w bezruchu zapisując ten obraz we własnej głowie, i dopiero po chwili się ocknąłem, aby robić zdjęcia.

Wymiar nierzeczywisty

Możecie być pewni, że do tego rowerowego pleneru będę wracał jeszcze wiele razy. Wyjazd przed szóstą rano i na dzień dobry po kilku kilometrach wspaniałe mgliste klimaty. I tak przez następne dwie godziny. Więcej fotografowałem, niż jechałem. Co kilkadziesiąt metrów zachwycałem się nowymi widokami, bo świat który na codzień normalny, w takich warunkach nabiera bajkowego, wręcz nierzyczywistego wymiaru.

Zmarnięty ale zadowolony

Ten rowerowy plener zapamiętam na długo. Nie tylko ze zwględu na cudowne światło i widoki oraz kilka spotkań z dziką zwierzyną, ale też ze względu na temperaturę, którą zastałem rano w lesie. Kiedy krótko po świcie wsiadałem na rower było -3° C. A co gorsze, ujemna temperatura utrzymywała się jeszcze prawie dwie godziny.

Moim słabym ogniwem są marznące dłonie, a trzeba było trzymać kierownicę i robić foty! Ale powiem szczerze, dla takiego klimatu, jaki panuje o tej porze jestem gotów zmarznąć jeszcze dużo kolejnych razów. Na pierwszej fotce za firanką z promieni spora grupka jeleni, które zauważyłem dopiero na monitorze komputera!

Robię to za Was

Rózowe chmury. Takie widoki jak najbardziej są możliwe. Zdarza się to pewnie nie często, ale duża szansa na takie warunki jest gdy nad nami są chmury, a tylko wąski pas nad horyzontem jest bezchmuryny. Wtedy słońce będąc jeszcze za horyzontem oświetla owe chmury własnie tym nierzeczywistym kolorem.

Ja gdy tylko widzę taki układ chmur na radarze i mam taką możliwość nastawiam budzik i jadę w plener. Rzeczywistość jednak jest taka, że nie zawsze tak jest… Wniosek z tego jest jeden – im częściej próujemy, tym większa szansa to zobaczyć. Wy jesteście w tej dobrej sytuacji, że robię to z przyjemnością za Was i to zupełnie bezinteresownie 🙂

Kulka nad miastem

Wschodzące nad pobliskim miasteczkiem słońce. Motyw fotografowany przeze mnie wiele razy, a jednak za każdym razem inne warunki, inne kolory, inne dźwięki, inne zapachy… inne słońce. Tym razem uchwycone na cudownie pomarańczowym niebie. Niezbyt mocne, na początku nieco zniekształcone na skutek refrakcji atmosferycznej.

To zdecydowanie najpiękniejsza chwila dnia – na sam jego początek. Wszyscy chyba jeszcze śpią, zwłaszcza w dzień wolny od pracy. 5:13 to pora, kiedy normalny człowiek przewraca się na drugi bok… Sam bym to chętnie robił, ale coś mnie gna na te bazludne tereny, aby stamtąd w spokoju podziwiać ten spektakl natury.

Aparat lepszy

Wschody słońca mają to do siebie, że wszystko dzieje się jakby od tyłu. Jest ciemno i nie wiadomo, czy niebo uchyli przede mną swoje oblicze w pięknych kolorach, czy pozostanie szare, zakryte chmurami.

Jeśli jest łaskawe zaczynam fotografowanie jeszcze przed wschodem, podczas tak zwanej niebieskiej godziny. Musze stosować długie czasy naświetlania, a efekt widać dopiero na ekranie aparatu. Bardzo to lubię. Sprzęt widzi wtedy więcej niż ludzkie oko.

Miejsce to samo

Pewnie, że w górach są piękniejsze widoki. Nad morzem również. Ja muszę zadowolić się zwykłym widokiem polnej drogi z kilkoma kałużami. Ale czy to ważne w jakim miejscu podziwiamy wschód słońca?

Najważniejsze, żeby nic nam nie zasłaniało horyzontu. Liczy się ta jedna, jedyna chwila. Niepowtarzalna, choć może miejsce po raz kolejny to samo.

Świadek piękna

Co to był za poranek! Mimo iż widowisko trwało zaledwie kilka minut, nie zapomnę go długo.

Układ chmur w prognozach wskazywał na możliwość spektakularnego wschodu słońca, ale ja choć nikt mi pewnie nie uwierzy, naprawdę jestem strasznym śpiochem i nie miałem w planie wstawać! Obudziłem się jednak o piątej i pierwsze co to przewróciłem na drugi bok do dalszego spania.

Przebiegła mi jednak przez głowę myśl, że to musi być znak, więc wstałem i pojechałem gdzie trzeba. Tak oto byłem świadkiem tego przepięknego pokazu natury.

Lampion

Kiedy pogoda taka jak za oknem i trzeba siedzieć zamkniętym w czterech ścianach (bo u mnie od rana pada), pozostaje powspominać ostatnie dni meteorologicznej zimy. Zimy, która już powoli zaczynała robić się wiosną. Jeśli chodzi o temperaturę i bezchmurną pogodę.

Kilka brzóz, a między nimi krzyż. Pokazywałem je zresztą dokładnie trzy dni temu. Tym razem fotka z innego miejsca. Z większej odległości, stąd nietypowa perspektywa z dużym wschodzącym słońcem. Wystarczyło ustawić się z aparatem w odpowiednim miejscu i tak oto powstał poniższy lampion.