Jak się okazało w ciągu ostatnich kilku dni, w moim ogrodzie mieszka całkiem sporo owadów. Czuję się już na tyle dobrze, że pozwalam sobie na coraz dłuższe spacery, ale na razie po ogródku. Ale już mnie korci, żeby w końcu pojechać na jakiś konkretny wschód lub zachód słońca.
Wracając do owadów, nie mam pojęcia co one we mnie widzą, ale strasznie lubią wchodzić mi na dłoń. Oprócz tych, co przede mną uciekają oczywiście. Łapię za roślinę z siedzącym owadem, żeby ją przytrzymać do zdjęcia, a one hyc! Wskakują na dłoń.
Zdjęcie zrobiłem chwilę po kłótni z rękoczynami. Nie mam pojęcia o co poszło, ale musiało być grubo, skoro jeden z nich został znokautowany i poszedł na przysłowiowe deski.
Na jednej z traw zauważyłem mrożące krew w żyłach sceny. W ogrodzie rośnie ponad czterdzieści brzóz. Tych małych zielonych chrząszczy (naliściak (Phyllobius)) jest na nich i pod nimi sporo. Szczerze, to mam tyle ich fotek, że nawet nie przymierzam się do ich ponownego fotografowania.
Tym razem było inaczej. Jeden z nich się zagapił i dał się złapać bokochodowi (Xysticus). Bokochody to cwaniaki. Im nie chce się robić pajęczyn. Zazwyczaj siedzą przycupnięte na roślinach i czekają, aż ofiara sama do nich przyjdzie.
Są i plusy tego, że bardzo dawno nie kosiłem trawnika. Uskuteczniałem regeneracyjny spacer po ogrodzie, kiedy w wysokiej trawie zauważyłem chrząszcza z długimi czułkami. Jako, że fotografią owadów param się już od dziesięciu lat. rozpoznałem ją od razu – to zgrzytnica zielonkawowłosa (Agapanthia villosoviridescens). Wdepnąłem zatem po aparat i zanim zeskoczyła, jak to ma w zwyczaju w obliczu zagrożenia, udało się zrobić jedno zdjęcie. Zupełnie niepotrzebnie zwiewała, przeciez z mojej strony nic jej nie groziło…
W planie miałem wrócić w tym roku do fotografowania owadów. A najlepszym miesiącem na to jest maj. Niestety moje losy potoczyły się inaczej – choroba W tej chwili jestem już w stanie unieść aparat, ale o dłuższych spacerach po polach i schylaniu się do owadów nie ma na razie mowy.
Poniższa fotka powstała podczas jedynej w tym roku wyprawy na makrofotografie – pod koniec kwietnia. Tego dnia co kawałek spotykałem biedronki i postawiłem sobie cel – sfotografować odlatującą biedronkę. Jedna z nich wlazła mi na dłoń (notabene wysuszoną do granic przez płyny dezynfekcyjne 🙂 ) i przeczułem, że za chwilę będzie chciała zwiać. I… udało się pstryknąć w odpowiednim momencie!
Kiedy jeszcze owadów nie ma zbyt wiele, próbuję sfotografować każdego napotkanego. Nawet te maluteńkie owady, które sam ledwo widzę (wzrok już nie ten). Ten koleżka upodobał sobie brzózkę i tam sobie spacerował. Wcale nie był chętny do współpracy i byłem zdziwiony, że wyszły aż dwa zdjęcia.
Kiedy spotykam tego jegomościa nigdy nie odpuszczam i staram się zrobić zdjęcie. Na szczęście kwietniki (Misumena vatia) są nader cierpliwe (a może odważne, albo leniwe) i rzadkouciekają. Ten mój chciał się nawet bliżej ze mną zapoznać i na chwilę wskoczył mi na dłoń.
Zastanawiam się kiedy tu ostatnio pokazywałem zdjęcia owadów… a przecież tak właśnie zaczynałem.
Końcem kwietnia odkurzyłem obiektyw do makro i wybrałem się na rekonesans po okolicy. Kiedy dotarłem do lasu, na ściółce zauważyłem coś dużego czarnego i to się ruszało. Już wiedziałem, że to oleica fioletowa (Meloe violaceus). Mniej więcej w tym samym miejscu spotykałem ją wcześniejdwukrotnie.
Ile to minęło, chyba już tydzień jak mnie tu nie było. Niestety z powodu problemów zdrowotnych wpisy będą się pojawiały rzadziej, a fotki tylko archiwalne. Póki co nie ma szans na jakieś nowe plenery. Dziś się zmobilizowałem, aby wrzucić te kilka fotek jeszcze z kwietnia. Aha, nie dopadł mnie wirus, tylko coś zgoła gorszego 😦
Dość rzadko fotografuję w ciągu dnia, ale ostatniego dnia kwietnia wybrałem się na fotografowanie już około 17-stej. Bardziej w celu eksplorowania nowych terenów, niż na samo fotografowanie. Ot taka niezobowiązujące przejażdżka polnymi drogami. Między czasie nadeszła „dziurawa” chmura i pojawiły się te niesamowite, intensywne promienie. Akurat przejeżdżałem koło przydrożnej kapliczki i wszystko mi się jakoś tak połączyło w jedno…
I jeszcze jedna fotka z promieniami, bo opodal rosło sobie samotne drzewko, które z kolei przy tych moich promieniach wygląda skromnie 🙂
FOT. WITOLD OCHAŁ POWIAT STRZYŻOWSKI FOTOGRAFIA KRAJOBRAZOWA PODKARPACIE SZUFNAROWA PROMIENIE NA NIEBIE CHMURY DZIURAWA CHMURA KAPLICZKA SAMOTNE DRZEWO DROGA