Trochę żałowałem, że na wyjazd do Biebrzańskiego Parku Narodowego nie wziąłem ze sobą obiektywu do makro. Spotkałem tam bowiem wiele owadów, które w mojej okolicy nie występują, albo bardzo rzadko. Udało się jednak zrobić kilka ujęć teleobiektywem.




Trochę żałowałem, że na wyjazd do Biebrzańskiego Parku Narodowego nie wziąłem ze sobą obiektywu do makro. Spotkałem tam bowiem wiele owadów, które w mojej okolicy nie występują, albo bardzo rzadko. Udało się jednak zrobić kilka ujęć teleobiektywem.
Podstawowe zajęcie ważek to oczywiście zdobywanie pożywienia i rozmnażanie. Mnie udało się ich przyłapać na czynnościach prowadzących do tego drugiego.
Początkiem jesieni, pod koniec września przyłapałem tę ważkę w półzacienionym miejscu pod tujami rosnącymi w pobliżu strumyka odprowadzającego nadmiar wody ze stawu.
Kilka razy późną wiosną przechadzałem się w okolicy stawu, aby wypatrzeć wyliniające się ważki. Aż pewnego razu mi się to udało! Spotkałem jedną, może nie podczas wylinki, ale z pewnością tuż po. Była jeszcze słabiutka i osowiała. Dopiero późnym wieczorem, albo następnego dnia rano odfrunęła z miejsca porodu.
Kilka tygodni temu pokazywałem pałątkę zieloną (Chalcolestes viridis), która upodobała sobie drzewko brzoskwiniowe. Jakiś czas później, a dokładnie pierwszego października pałątki nadal latały mi po ogrodzie. Tym razem upodobały sobie berberys i jego najbliższą okolicę.
Co chwilę przylatywała na drzewko brzoskwiniowe i w jego okolice. No cóż, skoro aż tak mnie prowokowała, poszedłem po aparat.
Los się do mnie uśmiechnął. Po tygodniu prawie-niefotografowania sięgnąłem po aparat i udałem się najpierw pod krzew wiciokrzewu. A tam w najlepsze rozsiadł się szablak krwisty. Co chwilę robił oblot stawu i po kilkudziesięciu sekundach wracał w to samo miejsce. Bez zbędnego kucania i schylania się narobiłem mu całą masę zdjęć. A było to moje pierwsze (o ile pamięć mnie nie myli) spotkanie z szablakiem.
Od kilku dni w okolicy stawu pokazały się ważki w większej ilości. Nic się w tym roku nie zmieniło. Nadal nie są chętne do pozowania. Ale rozumiem je, mają teraz ważniejsze sprawy na głowie.
Dwa dni temu pojawiła się pierwsza ważka nad stawem. Za pierwszym razem nie mogłem jej skłonić do zatrzymania się nieruchomo przez przynajmniej pół minuty. Odpuściłem, ale po jakimś czasie przyleciała znowu i tym razem się udało.
Skraj lasu od strony północno-wschodniej, podmokły teren, pokrzywy, trawa i inne gęste zarośla. To tam spotkałem po raz drugi w życiu Gadziogłówkę pospolitą. I tym razem zrobiła na mnie duże wrażenie swoją wielkością i kolorystyką. Podobnie jak poprzednim razem nie miała nic przeciwko obfotografowaniu jej ze wszystkich stron (czyli z dwóch).