Kilka tygodni

Mamy pierwszy śnieg tej jesieni, ale nowych zdjęć nie będzie, bo wczoraj okolicę opanowała gołoledź i kiedy po zmroku pojechałem zrobić jakoweś zdjęcia musiałem w te pędy zawracać do domu, aby nie wylądować w przydrożnym rowie lub utknąc pod jakowąś górką 😦

Będzie za to kilka zdjęć z jesieni w rozkwicie, kiedy to lasy były pełne kolorów i magii. Zdjęcia z jednego z poranków, kiedy beztrosko przemierzałem rowerem leśne szutry oddając się kontemplacji najpiękniejszej pory roku. Pory, która w kalendarzu trwa trzy miesiące, a w rzeczywistości jej najpiękniejsze chwile – zaledwie kilka tygodni.

FOT. WITOLD OCHAŁ POWIAT ROPCZYCKO-SĘDZISZOWSKI JESIENNY LAS CZARNA SĘDZISZOWSKA KOLORY JESIENI

Słońce jak malarz

Całe lato czekałem na jesienne mgły. I w końcu się doczekałem. Miałem okazję fotografować podczas kilku cudownych mglistych poranków. Najbardziej lubiłem las. Jesienią to chyba tam jest największa magia. Mgła kumuluje się w okolicach polan. Kiedy słońce przebije się już przez korony drzew, pokona mglistą zaslonę, potrafi malować nie gorzej niż niejeden malarz.

Zapomniałem o zimnie

Jeden z tych cudownych jesiennych mglistych poranków. Światło dopisało, ale temperatura już niekoniecznie. Zwłaszcza, gdy fotografuje się z roweru. Całe szczęście, że przypadkiem znalazłem w kieszeni dodatkową parę rękawiczek, inaczej musiałbym zawrócić do domu 😦 Widoki wynagrodziły jednak tę małą niedogodność, a z czasem pochłonięty kontemplowaniem przyrody, zapomniałem o zimnie 😉

Październik przedłużony

To była już 10:30, a nad jeziorkiem ciągle panował klimat jak z wczesnego poranka. Sam byłem tym mocno zaskoczony. Patrząc pod słońce niewiele było widać. Jego blask był oślepiający, a do tego rozpraszająca światło mgła. Ale dzięki temu mogły powstać te poniekąd owiane tajemnicą kadry. Cudowana gra światła i cienia. Można było się bawić długą ogniskową obiektywu w wyłuskiwanie najciekawszych fragmentów tego urokliwego miejsca.

Podczas jednej z wycieczek rowerowych tam właśnie zajechałem na dłuższą przerwę po prawie czterech godzinach jazdy po lesie i fotografowania porannych klimatów. Tegoroczny październik jest wzorcowym przykładem złotej polskiej jesieni. Oby trwał on aż do końca listopada 😉

Rano i po południu

Świt kontra południe. Pierwsze zdjęcie zrobiłem ruszając w drogę przez las rowerem. Była 6:43, kiedy wsiadałem na rower. W lesie panowały jeszcze ciemności. Pięciosekundowe naświetlanie i oto moim oczom na ekranie aparatu ukazał się świat niewidoczny jeszcze gołym okiem.

Wracając po południu postanowiłem zrobić identyczne zdjęcie. No też jest ładnie, ale jak widać kolory zupełnie inne. Jak widać to nie fotoszop robi moje zdjęcia. Bez odpowiedniego światła podczas fotografowania nawet najlepsze umiejętności postprodukcji nie pomogą 😉

Kalorie spalone

Jakie ja wczoraj odkryłem uroczyska w jednym z lasów, gdzie nie wiem jakim cudem, ale do tej pory nie byłem. Mnóstwo leśnych dróżek i ścieżek, pieknie przebarwione buki i dęby. Tak w ogóle to zabrałem przedwczoraj rower na chyba ostatnią w sezonie dłuższą wycieczkę, bo od wczoraj zrobiło się znacznie zimniej, więc w grę będa wchodziły tylko krótkie wypady po najbliższej okolicy.

Udało się przekroczyć dla mnie magiczną liczbę 7000 kilometrów przejechanych od marca na dwóch kółkach. To 105 wycieczek rowerowych, które zajęły mi łącznie 14 dni i 16 godzin 😉 To strasznie czasochłonne hobby, jeszcze bardziej niż fotografia… Dodam, że spaliłem przy tym, uwaga 164 000 kalorii, więc przynajmniej jest jakaś korzyść dla organizmu 🙂 Jak tylko zdrowie będzie dopisywało, to już nie mogę się doczekać kolejnego sezonu 🙂

Przeniesiony do lasu

Dopiero tej jesieni zacząłem łączyć wycieczki rowerowe z aparatem. Wcześniej pochłonięty jazdą nie wyciągałem praktycznie apratu z sakwy o ile w ogóle miałem go ze sobą. Teraz jednak mamy tak cudowną jesień, że grzechem byłoby nie uwieczniać tych wszystkich kolorów i klimatu poranków, które spotykam na swojej drodze.

Przeniosłem większość swoich ścieżkek dwókołowcem do lasu. Tam na każdym kroku spotykam kolory, które natura tylko jesienią potrafi namalować. Przez te kilka godzin można poczuć się jak w jakimś egzotycznym, a wręcz nierealnym miejscu 😉

Poranek na minusie

Środa, godzina 6:43. Właśnie zawiozłem rower do lasu i na niego wsiadam. Na termometrze -2°C. Nigdy jeszcze nie jeździłem w takich warunkach, ale tego dnia liczę przede wszystkim na cudowne zdjęcia w lekko zamglonym lesie.

Przez pierwsze półtorej godziny nie czuję końcówek palców u stóp i rąk, ale potem kiedy słońce coraz częściej przebija się przez mgłę i chmury, jest coraz cieplej. Za to widoki niepowtarzalne. Spędzam na siodełku kolejne siedem godzin obcując z tymi cudownym jesiennymi barwami. Przywożę pełną kartę zdjęć. Będzie co wspominać przez długie zimowe wieczory.

Doznania estetyczne

Takie mam ostatnio hobby połączone, że biorę rower na dach auta, wiozę do lasu i tam sobie niespiesznie przemierzam leśne szutry z aparatem na szyi. Ostatnio poszedłem nawet krok dalej i startuję już o świcie, no bo wiadomo, że wtedy bywa najpiękniej. I żałuję tylko, że wczesniej nie wpadłem na ten prosty pomysł, bo zwiedzanie jesiennego lasu na rowerze to jest to!

Jest tam teraz tak pieknie, że głowa lata dookoła i nie chce się wracać do domu. Ostatnio spędziłem tam osiem godzin, a minęło mi to jak godzina. Nawet nie czułem, albo nie zwracałem na ból tyłka od siodełka. Dziś nie jest inaczej, kiedy czytacie post, ja pomykam już leśnymi dróżkami w poszukiwaniu nowych doznań estetycznych 🙂