Początkiem jesieni, pod koniec września przyłapałem tę ważkę w półzacienionym miejscu pod tujami rosnącymi w pobliżu strumyka odprowadzającego nadmiar wody ze stawu.

Początkiem jesieni, pod koniec września przyłapałem tę ważkę w półzacienionym miejscu pod tujami rosnącymi w pobliżu strumyka odprowadzającego nadmiar wody ze stawu.

Musiał być mocno zmęczony, bo przednimi parami rąk kurczowo trzymał się zeschniętej łodygi. W pierwszej chwil zrobił kilka kroków, ale zaraz z powrotem bez sił opadł na brzuch. Nie mam pojęcia, co go tak wykończyło

Tego pokaźnych rozmiarów chrząszcza miałem okazję fotografować w maju poprzedniego roku. Znalazłem do w… łazience. Musiał się tam dostać przez otwór wentylacyjny. Wyglądał na wyczerpanego, wyniosłem go do ogrodu i zrobiłem kilka zdjęć. Kiedy za kilka chwil wróciłem, aby zobaczyć co z nim, jego już nie było. Ochłonął i wrócił do swojego świata.



Jak to niemowlak, całe ciałko pomarszczone 😛

Zanim obrobię resztę zdjęć z mojej nowej miejscówki, o której była mowa wczoraj, pokażę zdjęcie strojnicy baldaszówki (Graphosoma lineatum), którą spotkałem na początku maja. Pamiętam, że goniłem ją po całej roślince. Ona do góry, ja za nią, ona na dół, ja nie popuszczam. Aż w końcu przyłapałem ją na koniuszku liścia tuż przed odlotem.

Jak kładka wąska, to się wszystkie nogi nie pomieszczą. Niewiele brakowało, a muszka spadłaby na ziemię, bo trawiasta kładka była za wąska. Tylne nogi już w zasadzie zaczęły spadać.

– Albo po trawie, albo po palcu, nigdzie indziej się nie ruszę!

…i jak się odgrażał, tak zrobił.

Składanie jajek, to chyba całkiem przyjemne zajęcie. A kiedy jeszcze świeci słońce i dookoła słychać śpiew ptaków, to już całkiem.

Głównym podejrzanym o złożenie tych jajek jest według mnie ten chrząszcz. Zupełnie nieopodal siedziało dwie pary i jeszcze pojedyncze okazy.

Prawie co roku znajduję je na liściach wierzby. Równie nagle potem znikają, jak się pojawiły. Nigdy nie udało mi się zobaczyć, kto się z nich wykluwa.

