Robota w śniegu

Ajjjj, co za spotkanie. I w jakich okolicznościach! Okolica cała w śniegu i wciąż padał nowy śnieg. Sarenki były zajęte wygrzebywaniem czegoś spod tej warstwy białego puchu. Starałem się chować za krzakami, ale i tak coś usłyszały. Popatrzyły w moim kierunku, ale najprawdopodobniej mnie nie zauważyły, bo po chwili od nowa zajęły się swoją robotą.

Część historii

Wczoraj cały dzień prószył śnieg. Raz mocniej, raz słabiej. Raz spadał powolutku wywijając w powietrzu swoje tańce, innym razem pociągał mocniejszy wiatr i robiły się zawieje. Nie mogłem na to patrzeć z okna domu. Musiałem wyjść w teren.

I to była bardzo dobra decyzja, bo podczas gdy pod domem śniegu już niewiele, to udało się znaleźć miejsca, gdzie było go całkiem sporo, a drzewa wciąż były nim oblepione. Nie mam nawet słów, aby opisać doznania z takiego spaceru, niech same zdjęcia opowiedzą część mojej historii.

Godzina dla mnie

Sobotnie przedpołudnie. Na zdjęciach satelitarnych widzę zbliżające się okienko pogodowe. Przez godzinę, może dłużej chmury mają się rozstąpić i ma wyjrzeć słońce. A jak jest słońce i jest śnieg to nogi aż rwą się do spacerowania, a aparat do fotografowania.

Udało się wpasować w łaskawość natury. Godzinę bez chmur spędziłem w lesie. Drzewa oklejone świeżym śniegiem, to widok rodem z obrazów malarzy. Muśnięte promieniami słonecznymi nabrały wyrazu i dynamiki. Czułem się jakbym na te kilka kwadransów znalazł się w zupełnie innym świecie.

Kolejne wizyty

Nie mogę wysiedzieć w domu. Fajnie, że odważyłem się jeździć rowerem, kiedy jest zimno, ale nie zawsze jest ta możliwość (w tym przypadku uniemożliwiła to gołoledź). Zatem mimo iż na zewnątrz było szaro i pochmurno, musiałem wyjść choćby na tę godzinkę, dwie do lasu. Brak światła nie zwiastował robienia zdjęć, ale aparat na wszelki wypadek dyndał sobie na szyi.

Jak zwykle zostałem zaskoczony. Rozglądałem się na boki, a kiedy głowa wróciła do naturalnej pozycji – przede mną stał koziołek! Stał i zdawał się nic sobie nie robić z mojej obecności. Pozwolił ogarnąć aparat i zrobić kilka zdjęć, po czym odszedł do lasu. Takie spotkania nastrajają mnie optymistycznie na dalszą wędrówkę i kolejne wizyty w lesie.

Niedokończone

Ciekawe ile tym razem poleży śnieg. Tydzień? Dwa? Może miesiąc. Ja tam wolałbym jak najkrócej, bo zachęcony ostatnimi trzema bezśnieżnymi i ciepłymi tygodniami, już zaczynam tęsknić za rowerem 😉

Tymczasem załączam obrazek z pierwszego tej zimy śniegu, kiedy to trafiłem na położone w pobliżu lasu niedokończone, jeśli chodzi o zbieranie plonów, pole kukurydzy.

Tuptanie po śniegu

Dzisiaj, kiedy trzeba iść do pracy to jest piękna pogoda, a cały weekend zachmurzenie było tak niskie i gęste, że aż ciężko się szło 😉 Ale nie mogłem oczywiście usiedzieć w domu i wybrałem się na przechadzkę po lesie. Pogoda ani trochę nie nadawała się do fotografowania, jednak udało się wyłuskać te kilka poniższych kadrów.

Niezależnie od tego, taki spacer to coś pięknego. Co mnie zaskoczyło, że kilka zamkniętych dla ruchu dróg w lesie było odśnieżonych! Tego się nie spodziewałem. Szybko skręciłem w te dziewicze, nieprzetarte ścieżki, po których mimo że ciężko się szło, to wrażenia pierwszorzędne – tupać w miejscach, gdzie od ponad tygodnia nie stanęła ludzka stopa.

Energia z powietrza

Ciekawe, czy kiedyś śnieg padał już w październiku… Pewnie tak w ubiegłych latach bywało i gdybym pogrzebał w starych zdjęciach, znalazłbym na to dowód. Ale póki co wspomnę dziś październik typowo jesienny z pięknymi kolorami i świecącym słońcem. Klimatyczny poranek, który spędziłem na leśnych ścieżkach chłonąc energię z powietrza 😉

FOT. WITOLD OCHAŁ POWIAT RZESZOWSKI BRATKOWICE JESIEŃ LAS PORANEK ŚWIT

Jak jest zima to jest zimno i sypie śnieg

W ostatnich dniach niektóre media tak nastraszyły nas zimą i „pogodowym armagedonem”, że boję się wyjść z domu. Mimo, iż lubię jak spadnie świeży śnieg, to teraz boję się wszystkiego co jest w kolorze białym 😛

A na poważnie, media straszą nas nie tylko zimą i śniegiem, ale próbują robić sensację z wielu normalnych rzeczy i wydarzeń. A przecież jak jest zima, to może być zimno i raczej może sypać śnieg 🙂

Poniższe zdjęcia zrobiłem trzy tygodnie temu, kiedy w mojej okolicy spadł pierwszy śnieg tej jesieni. Na fotografowanie dzisiejszego być może wybiorę się, gdy uda mi się odkopać z tych zapowiadanych pięćdziesięciu centymetrów śniegu 🙂

Ostatni dzień meteorologicznej jesieni

Ostatni dzień meteorologicznej jesieni to dobry czas, aby powspominać te najpiękniejsze jej dni. A dokładnie najpiękniejsze poranki. Początek października i wyprawa rowerowa, którą będę wspominał długo. Nie tylko ze względu na cudowne mgliste widoki podczas jazdy po leśnych szutrach, ale ze względu na zderzenie z przymrozkiem, który dał mi się wtedy konkretnie we znaki.

Dwie pierwsze godziny to była walka z zamarzniętymi palcami u stóp i dłoni. Pal licho te u stóp, bo to te u dłoni były mi potrzebne, aby uwieczniać ten niesamowity klimat! Dopiero po dziewiątej zacząłem odtajać, ale na karcie w aparacie miałem już to co mnie najpiękniejszego spotkało tego ranka.

Śnieg mróz i słońce

Takie mamy ostatnio zimy, że jak już napada śniegu, to szybko się topi. Podczas ostatnich opadów moje okolica została pominięta przez biały puch, a co spadło, stopisło się tego samego dnia nocy. Jednak tydzień temu nałapałem go w obiektyw do woli. Nawet udało się trafić na kilka chwil ze słońcem.

Bardzo miłe chwile spędzone na wędrówce po obrzeżach Pogórza Strzyżowskiego. Śnieg był tylko na najwyższych pagókach, a niektóre miejsca wyglądały iście bajkowo, jak choćby to poniżej. Las na granicy trzech powiatów – ropczycko-sędziszowskiego, strzyżowskiego i rzeszowskiego.