Pozostając w temacie koników, dziś następny, tyle że w kolorze zielonym. Spotkałem go któregoś wieczoru i nawet przez chwilę nie przypuszczałem, że mi nie ucieknie sprzed obiektywu.

Pozostając w temacie koników, dziś następny, tyle że w kolorze zielonym. Spotkałem go któregoś wieczoru i nawet przez chwilę nie przypuszczałem, że mi nie ucieknie sprzed obiektywu.

Kiedy spacerowałem po łące uciekało mi spod nóg dziesiątki koników, ale ten jeden siedział spokojnie jakby czekając, aż zrobię mu zdjęcie.

Jeśli wczorajszy konik wyszedł na moją dłoń tylko na chwilkę, to ten chrząszcz z kolei wcale nie chciał ze mnie zejść. Wędrował po całej dłoni, a kiedy podkładałem mu liść, żeby na niego wszedł z powrotem, ani o tym myślał.


W sobotę oprócz spotkania z ważką miałem przyjemność z pewnym prostoskrzydłym. Na początku podejrzewałem, że to świerszcz, ale chyba się myliłem. W każdym razie był nieco osowiały i odpoczywał sobie na liściach hortensji. Nic nie robił sobie widoku obiektywu.




Los się do mnie uśmiechnął. Po tygodniu prawie-niefotografowania sięgnąłem po aparat i udałem się najpierw pod krzew wiciokrzewu. A tam w najlepsze rozsiadł się szablak krwisty. Co chwilę robił oblot stawu i po kilkudziesięciu sekundach wracał w to samo miejsce. Bez zbędnego kucania i schylania się narobiłem mu całą masę zdjęć. A było to moje pierwsze (o ile pamięć mnie nie myli) spotkanie z szablakiem.



Nie była zbyt chętna do pozowania. Co do niej podchodziłem, podlatywała kilka metrów i zawsze siadała pod jakimś liściem. W końcu „dopadłem” ją pod liściem hortensji.

W ogródku na nie wiem jakich żółtych kwiatkach siedział sobie nie wiem jaki dziwny owad. Ni to chrząszcz, ni to pluskwiak, ni to nie wiem co… choć w głowie świta mi, że już kiedyś takiego tutaj pokazywałem.

Na dowód, że owady jeszcze się tu pojawią zamieszczam dzisiaj sfotografowanego motyla, który był tak miły, że zasiadł do stołu tuż obok mojego miejsca do leżingu.

Kolejny owad przyłapany w wieczornych okolicznościach. Tym razem znudzony pluskwiak, który snuł się jak cień po ździebełku.


Późnym wieczorem w gęstej trawie wylądowała ta malutka ciemka. Natura nie obdarzyła jej zbyt pięknymi kolorami, ale doskonale zdawała sobie sprawę, że wieczorne słońce udekoruje jej pelerynkę.

