Za dużą mgłą

Dziś pokażę kolejną porcję fot zrobionych podczas wczesnoporannej wyprawy rowerowej. Tak sobie jadąc wąskimi śródpolnymi drogami trafiłem na tak fascynujący widok, że aż mi dech zaprało.

Wyglądające zza koron drzew słońce i mgła stworzyły spektakl tak nieziemski, że zamarłem w bezruchu zapisując ten obraz we własnej głowie, i dopiero po chwili się ocknąłem, aby robić zdjęcia.

Wierzba przyozdobiona

Wieczór kończył się przepięknie. Ale wcześniej też było niebrzydko. Tym razem bez roweru, na własnych nogach wybrałem się wieczorem na niedługi spacer po okolicznych polnych dróżkach. Między innymi zainteresowałem sie wierzbą, która już tutaj, jakże by inaczej, występowała kilka razy.

Tym razem została przyozdobiona kwitnącym rzepakiem, a samym wieczorem dodatkowo kolorowym niebem.

Wymiar nierzeczywisty

Możecie być pewni, że do tego rowerowego pleneru będę wracał jeszcze wiele razy. Wyjazd przed szóstą rano i na dzień dobry po kilku kilometrach wspaniałe mgliste klimaty. I tak przez następne dwie godziny. Więcej fotografowałem, niż jechałem. Co kilkadziesiąt metrów zachwycałem się nowymi widokami, bo świat który na codzień normalny, w takich warunkach nabiera bajkowego, wręcz nierzyczywistego wymiaru.

Łania, która chciała mnie poznać

Jakież to były emocje. Dojechałem rowerem na koniec leśneij drogi. Dalej była już tylko polana. A na tej polanie… jakieś 150 metrów ode mnie pasły się łanie! Na trzęsących nogach zsiadłem z roweru, zabrałem aparat i zająłem strategiczne miejsce w rowie. Co tam woda i przemoczone buty!

Jak się okazało, był to dopiero początek przygody. Po kilkunastu minutach jedna z łań nie wiedzieć czemu zaczęła iść w moją stronę. I to nie wolnym krokiem, ale całkiem szybkim, raz po raz zatrzymując się po kęs trawy. Konsternacja, no bo o co może jej chodzić.

Zachowałem jednak zimną krew pstrykając raz po raz fotki. W końcu podeszla już tak blisko, że nie mogła mnie nie zauważyć, a ja już nie miałem siły więcej wstrzymywać oddechu. Zmierzyliśmy się wzrokiem i dostojnym nieszybkim krokiem odbiegła, a za nią stadko.

Wschód Księżyca | 5.05.2023

Ubiegły piątek minął pod znakiem fotografowanie Księżyca. Rano przed świtem zachodzący, a wieczorem przyszła pora na sfotografowanie wschodzącego Księżyca. Wybór padł na zupełnie nową miejscówkę, którą obczaiłem podczas rowerowych przejażdżek.

Kapliczka pośród drzew na wzgórzu tuż pod horyzontem – to tam spodziewałem się wschodzącego Księżyca i mi się udało! A było ciaśniutko, bo zaraz na lewo były drzewa, które mogły pokrzyżować plany.

Trzecie zdjęcie powstało zupełnie przypadkowo, kadr ten wypatrzyłem wracając już z pleneru. Podobnie ze zdjęciem czwartym. Wyjechałem zza zakrętu, a tam na wprost mnie wyzierał nieśmiało zza wysokiej górki Księżyc! Tak oto powstał hattrick księżycowy!

Tu będę szukał

Wczoraj od rana było pochmurno i mgliście i zimno – niespełna 6 ° C. Nie byłbym sobą, gdybym nie wyskoczył choćby na dwie godzinki na rower, oczywiście z aparatem w sakwie. Mimo pozornie niesprzyjających warunków światło było dosyć ciekawe i udało się wypatrzeć kilka kadrów.

Te wiosenne kolory są niepowtarzalne, a ja nieustannie zachwycam się moją najbliższą okolicą. To tu pragnę odkrywać coraz to nowsze miejscówki, z dala od zabudowań, samochodów, tłumów ludzi. Jestem pewien, że mino ograniczonego obszaru jest tu jeszcze bardzo dużo do odkrycia.

Zachód Księżyca | 5.05.2023

W planach na sobotę był wyjazd na rower tuż po świcie. Jednak te wyborowe warunki i zachodzący Księżyc kusiły niemiłosiernie. Wstałem więc o czwartej rano i pojechałem na wymyśloną na szybko miejscówkę. Wszystko zagrało idealnie – i pogoda i miejsce.

Pomiędzy dwoma drzewami, gdzie już robiłem zdjęcia Księżyca, ale od drugiej strony, podczas jego wschodu. Przepiękne kolory niebieskiej godziny, w miarę przejrzyste powietrze i oto mamy to! Po powrocie zjadłem śniadanie i fru na rower. Tu też warunki dopisały i powstało sporo zdjęć, ale to oczywiście niedługo.

Zmarnięty ale zadowolony

Ten rowerowy plener zapamiętam na długo. Nie tylko ze zwględu na cudowne światło i widoki oraz kilka spotkań z dziką zwierzyną, ale też ze względu na temperaturę, którą zastałem rano w lesie. Kiedy krótko po świcie wsiadałem na rower było -3° C. A co gorsze, ujemna temperatura utrzymywała się jeszcze prawie dwie godziny.

Moim słabym ogniwem są marznące dłonie, a trzeba było trzymać kierownicę i robić foty! Ale powiem szczerze, dla takiego klimatu, jaki panuje o tej porze jestem gotów zmarznąć jeszcze dużo kolejnych razów. Na pierwszej fotce za firanką z promieni spora grupka jeleni, które zauważyłem dopiero na monitorze komputera!

Robię to za Was

Rózowe chmury. Takie widoki jak najbardziej są możliwe. Zdarza się to pewnie nie często, ale duża szansa na takie warunki jest gdy nad nami są chmury, a tylko wąski pas nad horyzontem jest bezchmuryny. Wtedy słońce będąc jeszcze za horyzontem oświetla owe chmury własnie tym nierzeczywistym kolorem.

Ja gdy tylko widzę taki układ chmur na radarze i mam taką możliwość nastawiam budzik i jadę w plener. Rzeczywistość jednak jest taka, że nie zawsze tak jest… Wniosek z tego jest jeden – im częściej próujemy, tym większa szansa to zobaczyć. Wy jesteście w tej dobrej sytuacji, że robię to z przyjemnością za Was i to zupełnie bezinteresownie 🙂