Zgaduję, że będzie z tego jakowyś motylek, zapewne kraśnik.

Zgaduję, że będzie z tego jakowyś motylek, zapewne kraśnik.

Chodzić będąc w mnogiej ciąży jest ciężko, a co dopiero latać. Czego wy ode mnie wymagacie – odgrażała się pani chrząszczowa, która czekając na szczęśliwe rozwiązanie spacerowała sobie wolnym krokiem.

Był tak duży, że uginała się pod nim trawa. Trzymał się jej jednak kurczowo, jakby to była jego ostatnia trawka ratunku.

Coś mi się zapomarańczowiło na którejś z traw. To nie mogła być roślina. Przeczucie mnie nie myliło, to pomarańczowy pluskwiak, zapewne borczyniec owocowy.



Trzeba przyznać, że specjaliści od nadawania nazw owadom tym razem spisali się na medal. Żółwinek zbożowy jak najbardziej z wyglądu przypomina żółwia.



Dziś również gości u mnie motyl. Na mojej dzikiej łące jest ich coraz więcej. Przyzwyczajają się, że nie ma tam króciutkiej trawki, tylko sięgający ramion chaszcz. Wypatrzenie ich nie jest wcale takie łatwe. Zazwyczaj zauważam je dopiero kiedy wzlatują spłoszone moimi krokami.


Z motylkami nigdy nie miałem łatwo. Udało się jednak trafić na spokojny okaz.

Ile razy spotykam tego typa, a spotykam go co roku i ciągle nie pamiętam co to za jeden, to swój nosek ma zawsze podkulony pod siebie. Może taka jego już uroda…

Ktoś z rodziny złotookowatych zadomowił się na moim berberysie.

To był mój pierwszy raz z chrabąszczem majowym. Nigdy nie przypuszczałem, że z niego jest taki kolos. Miał z pewnością około czterech centymetrów długości i współpracował z fotografem jak rasowy model.


