Wylądowała mi tuż przed nosem na krzaczku wiciokrzewu. Pierwsze co zrobiła, to opróżniła pęcherz. Gdybym wtedy zauważył co robi, a nie dopiero po skopiowaniu zdjęć do komputera, z pewnością nie uwieczniałbym tak intymnej czynności…

Wylądowała mi tuż przed nosem na krzaczku wiciokrzewu. Pierwsze co zrobiła, to opróżniła pęcherz. Gdybym wtedy zauważył co robi, a nie dopiero po skopiowaniu zdjęć do komputera, z pewnością nie uwieczniałbym tak intymnej czynności…

Kiedy już dokładnie wyczyściła swoją ssawkę, to już tylko patrzyła w obiektyw. Być może próbowała mnie zahipnotyzować.


Zobaczyłem ją na liściu rododendrona. Pomyślałem, że zaraz ucieknie, ale kiedy zabrała się za toaletę, wiedziałem, że nic nie będzie sobie robiła z mojej obecności. Muchy podczas toalety zatracają poczucie rzeczywistości, stwierdzam. Świat dookoła przestaje wtedy dla nich istnieć.



Siedział sobie utytłany w pyłku na mniszku i raz po raz próbował powycierać sobie paprochy z oczu. Z marnym skutkiem.


Na parapecie zauważyłem bardzo malutkie coś. Gołym okiem nie dało się stwierdzić, co to za stworzonko. Widziałem tylko, że ma wyjątkowo długie czułki. Dopiero na monitorze komputera okazało się, że… dalej nie wiem co to takiego.

Sam nie wiem dlaczego, ale owady upodobały sobie ogrodowy wieszak na pranie. Staram się tam zawsze zerknąć, aby sprawdzić, czy nie siedzi jakowyś znudzony owad. Tym razem trafił mi się całkiem spory okaz, wielka mucha z niebiesko zielonym odwłokiem. Na moje niewprawne oko to plujka burczało (Caliphora vormitoria).

Wczoraj w końcu wyjrzało słońce i udało mi się spotkać kilka owadów, między innymi muchę, która najpierw kręciła się trochę po dużych liściach jakiejś rośliny. Spacerowała wszerz i wzdłuż, co chwilę zatrzymując się na chwilę. Po kilkunastu minutach znów spotkałem ja nieopodal. Tym razem próbowała schronić się w cieniu, gdzie zajęła się swoją toaletą.


To już druga mucha, którą udało mi się sfotografować tej wiosny. Znalazłem ją na krzaku rododendrona, gdzie czegoś biedaczka szukała. Nasuwa się myśl, że jedzenia, ale niekoniecznie. Mogło być tak, że jesienią zgubiła tu coś i teraz postanowiła to odszukać…


Dwie niczego nieświadome muchówki z rodziny Micropezidae oddawały się przyjemnościom na liściu w ciemnym zaułku lasu.

Zagrożenie wcale nie było ze strony fotografa. Kiedy skończyli i samiczka poszła na papierosa tuż po, okazało się, że pod liściem siedzi kosarz… Skoro do tej pory ich nie zaatakował, najwidoczniej był to kosarz podglądacz.


Tę zauroczoną sobą parkę łowczaków spotkałem na początku czerwca na skraju lasu. Kiedy zacząłem je fotografować, stwierdziły, że dużo wygodniej będzie im na moim palcu 😉


