Na końcu trawki siedziała sobie mała biedronka. Niewiele większy naliściak koniecznie chciał się z nią zaprzyjaźnić. Podchodził… i odchodził. Próbował przezwyciężyć swoją wrodzoną nieśmiałość.

Na końcu trawki siedziała sobie mała biedronka. Niewiele większy naliściak koniecznie chciał się z nią zaprzyjaźnić. Podchodził… i odchodził. Próbował przezwyciężyć swoją wrodzoną nieśmiałość.

Najłatwiej jest mi zauważyć jakiegokolwiek owada na kwiatku. Jakoś tak zawsze w pierwszej kolejności przyglądam się kwiatkom z ogródka, a później na tapetę idą stokrotki, których tej wiosny jest całkiem dużo. Szczęśliwy traf chciał, że na jednej z nich siedział sobie mały pajączek ze swoją najprawdopodobniej świeżą zdobyczą. Dałbym sobie paznokcia obciąć, że muszka miała jeszcze przedśmiertne konwulsje…



Żeby postawić na swoim trzeba być szybkim i sprytnym. Kiedy starszy z chrząszczy (ten po lewej) gramolił się na samicę i już… już… miał się zabierać do tego, po co wyszedł, okazało się, że zapomniał zażyć tabletkę, dzięki której bez zapałek można rozpalić ognisko. Sytuację wykorzystał jego młodszy kolega…

Nigdy w życiu by nie przypuszczała, że zginie z rąk, a raczej szczękoczułek tak małego pająka. Liczyła na to, że jej śmierć, będzie bardziej górnolotna, na przykład zginie w ptasim dziobie. Że jakiś wróbelek ją złapie, wyniesie pod chmury i tam dopiero połknie.
To samiec komarnicy (Tipula Sp.) musiał się zagapić i padł ofiarą bokochoda.


Nie wiem, czy to ten sam trzmiel co wczoraj, ale wygląda całkiem podobnie. Tym razem jednak w znamienitym towarzystwie.

To co przytrafiło się tym omomiłkom woła o pomstę do nieba. Nieświadome zbliżającemu się niebezpieczeństwu, oddawały się cielesnym uciechom w gęstej trawie. Wygłodniały bokochód o kamiennym sercu zaatakował jednego z nich. Drugi najprawdopodobniej nawet nie wiedział, że ten pierwszy już nie żyje…

Niedawno miałem okazję podziwiać chrząszcza, który próbował nauczyć się chodzić na szczudłach. Nauka szła mu tak sobie i po pewnym czasie stwierdził, że jednak pozostanie przy klasycznej wspinaczce.




Długie skrzydła i kiepski dostęp do odpowiednich organów to żadna przeszkoda. Wszystko da się zrobić, jeśli celem jest przedłużenie gatunku.

Po biedronce zbierającej się do odlotu przyszedł czas na chrząszcza, którego udało mi się przyłapać na równie niecnych zamiarach.

Zawsze moim fotograficznym marzeniem było złapać owada startującego do lotu. Kilka razy już mi się to udało, jednak nigdy zadowalająco (czyt. ostro). W tym sezonie, o obfitości, udało mi się to już dwa razy. Dzisiaj biedronka.
