Ostatnio spotykam ich bardzo dużo. Zawsze na tych samych badylach. Kilka razy widziałem też najprawdopodobniej ich dzieciaki, jednak są tak malutkie, że nie udało mi się ich sfotografować, ale wydaje mi się, że kiedyś już je pokazywałem.

Ostatnio spotykam ich bardzo dużo. Zawsze na tych samych badylach. Kilka razy widziałem też najprawdopodobniej ich dzieciaki, jednak są tak malutkie, że nie udało mi się ich sfotografować, ale wydaje mi się, że kiedyś już je pokazywałem.

O tej porze roku na mleczach można spotkać różne ciekawe owady. I co najważniejsze, łatwo je z daleka zauważyć. Tym razem spotkałem ciemnej maści chrząszcza.

– Nie mam jeszcze skrzydełek i sam nie wiem, czy mi wyrosną. Zgubiłem się swojej mamie i nie wiem co ze mną będzie. Może mnie przygarniesz – błagalny wzrok nie przekonał mnie niestety, żeby zabrać go ze sobą.

Pluszową ciemkę zauważyłem w gęstej trawie . Wydawało mi się, że to jakowyś paproszek, ale nie pasowały mi do niego te długie rzęsy.

Wydawało się jej, że jak przyodzieje się na pomarańczowo, to prędzej zostanie zauważona. Miała rację.

Porzucam na jeden dzień owady, aby wrzucić kilka zdjęć z zaprzyjaźnionego ogródka.




Kilkaset metrów od mojej hacjendy jest miejsce, gdzie co roku o tej mniej więcej porze swój zlot organizują sobie lenie marcowe. I chyba już wiem skąd wzięła się ich nazwa. Od lenistwa samców. No jak tak można wykorzystywać partnerkę….

– Święto pracy to ja szanuję i zawsze obchodzę – na liściu pokrzywy wylegiwał się niewielki czerwony chrząszcz z imponującymi rzęsami. A jednak po chwili podniósł się, pobiegł na koniec liścia i odfrunął. A miał dziś nic nie robić…

