Byli tu już tacy, którzy próbowali upodabniać się do kameleona. Jednym wychodziło to lepiej, innym gorzej. Temu chrząszczowi wychodziło to średnio na jeża.

Byli tu już tacy, którzy próbowali upodabniać się do kameleona. Jednym wychodziło to lepiej, innym gorzej. Temu chrząszczowi wychodziło to średnio na jeża.

– Takim turkusowym oczom nie oprze się nikt na całej łące. A na dodatek jestem niezwykle wygimnastykowana.

– Ciągle tylko wspinaczka i wspinaczka. Powiedzcie mi, czy wszystkie muchy mają ciągle pod górę?

Wesołe stadko malutkich chrząszczyków tańczyło sobie w kółeczku na malutkim kwiatku.

Tak od dłuższego czasu przyglądam się zwyczajom tych małych chrząszczy z gatunku obryzgów i naliściaków, i dochodzę do wniosku, że musieliśmy mieć wspólnych przodków. Mają zachowania zupełnie podobne do naszych. Pracują nie tylko nad przedłużaniem gatunku:

Ale jest to dla nich również przyjemność:

Lubią również inne gry zespołowe, jak na przykład przeciąganie liny:

Lubią wspinaczkę wysoko… listną:

Osobniki walczące z nadwagą wolą czas spędzać spokojnie:

Miewają zwykłe codzienne problemy, bywają załamane, a nawet bywa, że próbują ze sobą skończyć, skacząc z wysokości:

Chrząszcze starej daty będące na emeryturze mają swoje miejsce. Mogą siadać tylko na równie starych roślinach:

Ale co najważniejsze lubią mnie i zamiast siedzieć spokojnie i pozować do zdjęć, wolą zwiedzać moje ręce:

– Przed wyjściem na imprezę zawsze dbam o idealny makijaż na całej mnie. – tuż przed wyjściem na dicho opowiadała pewna mucha.

Na gałązce brzozy spotkałem ich całe stadko, to znaczy prawie dziesięć sztuk. Wszystkie dorodne i włochate. A jedna z nich (ta z pierwszego zdjęcia) na mój widok dostała wytrzeszczu…



– Tu się urodziłem i tu zamieszkam – obiecał odorek zieleniak z naszego ogrodu.

Niezawodnie mogę na nią liczyć co roku. Bezbłędnie nawija mi się przed obiektyw.

W tym roku, kilka dni temu, milin zakwitł po raz pierwszy.

