Nikt za nimi nie przepada. A one mają to gdzieś i zajmują się tym, co dla nich najważniejsze. To samo na pewno robiły w Azji i to samo robią u nas, w Polsce.

Biedronka arlekin (Harmonia axyridis)
Nikt za nimi nie przepada. A one mają to gdzieś i zajmują się tym, co dla nich najważniejsze. To samo na pewno robiły w Azji i to samo robią u nas, w Polsce.

– Jak on mnie w ogóle dostrzegł… Przecież jestem taki malutki, że ledwo mnie widać… – zastanawiał się maluteńki chrząszczyk, którego sam nie wiem jakim cudem udało mi się sfotografować. Przyznam się, że nawet nie próbowałem łapać ostrości, pstrykałem na chybił trafił. I się udało.

Wrzeciążkę (Propylea quatuordecimpunctata) spotkałem może wiele razy. Za każdym razem próbowałem ją sfotografować. Jednak wrzeciążki mają to do siebie, że wkładają głowę w jakiś zakamarek rośliny, jak struś w piasek i udają, że ich nie widać, a co za tym idzie nie sposób ich sfotografować.

Niedawno była u mnie parada chrząszczy. Dziś przyszła kolej na następną. Tym razem jeden gatunek, ale w kilku odsłonach. Nie kiedy indziej, jak w maju ubiegłego roku owe chrząszcze miały najprawdopodobniej jakiś zlot na skraju lasu. Gdzie nie popatrzyłem, tam chrząszcz.





Przysiadła na skraju łąki. Nie miałem nadziei, że uda mi się do niej niezauważenie podejść. Był początek maja, a wszystkie wojsiłki jak dotąd przede mną uciekały. Musiała się na chwilę zamyślić, bo pozwoliła zrobić sobie jedno zdjęcie i zaraz potem odleciała.

Na mojej łące pająki są na tyle tolerancyjne, że nie przeszkadzają im osobniki o ciemnym kolorze skóry. Biały kwietnik (Misumena vatia) korzystając z pomocy Unii Europejskiej przyjął pod swój dach uchodźcę z południa. Upewnił się wcześniej, że to na pewno uchodźca, a nie imigrant ekonomiczny.

Exif zdjęcia wskazuje, że zdjęcia były zrobione dziesięć minut jedno po drugim, ale dziś nie jestem w stanie przypomnieć sobie, czy to była jedna i ta sama parka. Natomiast doskonale pamiętam miejsce wykonania zdjęć. Bardzo często, kiedy wchodziłem na tę leśną dróżkę, dookoła podrywały się do lotu chmary komarnic.


Pojedynczego osobnika spotkałem w połowie maja. Na początku czerwca było ich już zatrzęsienie. Na dróżce prowadzącej przez niewielki lasek przez kilka dni spotykałem ich bardzo dużo, w tym wiele par. Kiedy tylko zbliżałem się do nich na metr, dwa, podkurczały nóżki i zlatywały w gąszcz. Tę jedyną parkę udało mi się sfotografować.

W tym sezonie spotkałem ją tylko raz bądź dwa razy. Chociaż to dosyć popularny chrząszcz, to ostatnio niezbyt często go spotykam. A jak już spotkam, to najczęściej ucieka zanim włączę aparat. Albo ja trafiam na takie osobniki, albo jest ona bardzo płochliwa. Tym razem się udało.

Już kiedyś spotkałem kwietnika (Misumena vatia) w lesie. Tak też było i tym razem. Nigdy bym się go tam nie spodziewał, na dodatek w pobliżu nie było żadnych kwiatków, tylko trawa. Pani Kwietnikowa wyglądała mi na staruszkę…


