Nie chcę nawet pisać co mi przypomina ta gąsienica. Jest piątek, mało kto zagląda dziś na blogi, więc ja publikuję 😉


Nie chcę nawet pisać co mi przypomina ta gąsienica. Jest piątek, mało kto zagląda dziś na blogi, więc ja publikuję 😉


Wkrótce nowa wiosna, a ja mam zaległości jeszcze z poprzedniej. Na te malutkie kolczaste gąsieniczki natknąłem się w maju ubiegłego roku na liściu nie pamiętam jakiego drzewa. Było ich tam o wiele więcej, a ze znacznej części liści nic nie zostało, takie były żarłoczne te niepozorne maleństwa.



Prawie co roku znajduję je na liściach wierzby. Równie nagle potem znikają, jak się pojawiły. Nigdy nie udało mi się zobaczyć, kto się z nich wykluwa.


Niedaleko od siebie siedziały sobie dwie larwy błonkówek, jedna jeszcze całkiem zielona, druga zdążyła już dojrzeć.


Nie tylko owady spotykam na łące, w poprzednim sezonie spotkałem cała masę kolorowych żelków. Nie sprawdzałem, czy jadalne.


Gdzieś na początku września chyba znalazłem ją na liściu irysa.


Kolejny mieszkaniec ogrodu, nie pamiętam już na jakiej roślinie ją spotkałem. Ma mało nóg, więc będzie z tego jakowyś motyl.


Kiedyś przez pewien czas używałem elektrycznej, ale wróciłem do tradycyjnej. Wiosna jest fajna, na łące można znaleźć najprzeróżniejszości, między innymi ekologiczną szczoteczkę do zębów.

Nigdy nie odważyłem się jej dotknąć, w tym roku to zrobię.

Uwielbiam fotografować te pełzające żelki. A nawet nie wiem, co z nich później powstaje.
