Za dużą mgłą

Dziś pokażę kolejną porcję fot zrobionych podczas wczesnoporannej wyprawy rowerowej. Tak sobie jadąc wąskimi śródpolnymi drogami trafiłem na tak fascynujący widok, że aż mi dech zaprało.

Wyglądające zza koron drzew słońce i mgła stworzyły spektakl tak nieziemski, że zamarłem w bezruchu zapisując ten obraz we własnej głowie, i dopiero po chwili się ocknąłem, aby robić zdjęcia.

Wymiar nierzeczywisty

Możecie być pewni, że do tego rowerowego pleneru będę wracał jeszcze wiele razy. Wyjazd przed szóstą rano i na dzień dobry po kilku kilometrach wspaniałe mgliste klimaty. I tak przez następne dwie godziny. Więcej fotografowałem, niż jechałem. Co kilkadziesiąt metrów zachwycałem się nowymi widokami, bo świat który na codzień normalny, w takich warunkach nabiera bajkowego, wręcz nierzyczywistego wymiaru.

Tu będę szukał

Wczoraj od rana było pochmurno i mgliście i zimno – niespełna 6 ° C. Nie byłbym sobą, gdybym nie wyskoczył choćby na dwie godzinki na rower, oczywiście z aparatem w sakwie. Mimo pozornie niesprzyjających warunków światło było dosyć ciekawe i udało się wypatrzeć kilka kadrów.

Te wiosenne kolory są niepowtarzalne, a ja nieustannie zachwycam się moją najbliższą okolicą. To tu pragnę odkrywać coraz to nowsze miejscówki, z dala od zabudowań, samochodów, tłumów ludzi. Jestem pewien, że mino ograniczonego obszaru jest tu jeszcze bardzo dużo do odkrycia.

Jak najdłużej

Życzyłbym sobie, żebym do późnej jesieni publikował tu tylko zdjęcia zrobione podczas rowerowych eskapad. Żebym ciągle trafiał w takie miejsca, gdzie warto wyciągnąć aparat i odpalić migawkę.

Tak sobie jechać i czekać, aż gotowe kadry pojawią się przed oczyma. Wtedy zatrzymać się, wyciągnąć sprzęt i uwiecznić. Może zatrzymać się na dłużej, rozglądnąć dookoła czy czegoś nie ominąłem wzrokiem. Zdaję sobie sprawę, że przejeżdżając tędy następnym razem znajdę nowe kadry w zupełnie innym świetle.

Nowa dawka jeleni

Pierwszego maja w końcu od samego rana miała być ładna pogoda. O 5:50 zameldowałem się z rowerem na skraju lasu. Temperatura… -3° C. Ale co tam ziąb, już zacierałem rączki (dosłownie 😛 ) na widoki jakie mnie czekały w lesie.

Od samego rana światło było dośc ostre, choć liczyłem na lekkie zamglenie. Jednak kilka spotkań z dzikim zwierzem wynagrodziło i ziąb (dłonie odtajały mi dopiero gdzieś koło ósmej 😦 ) i niewyspanie i wszelkie inne niedogodności.

Ta chwila, kiedy jadę, a przede mną widzę jelenie jest jak narkotyk. Widzę, fotografuję albo i nie, bo wcześniej uciekają, a zaraz potem chcę nową dawkę jeleni 😀

Coś się zawsze nawinie

Co mogę napisać… U mnie po staremu. Gdy tylko jest pogodnie staram się wygospodarować nieco czasu, aby powłóczyć się rowerem po okolicy. W tym tygodniu same krótkie, do trzydziestu kilometrów przejażdżki po pracy. Na więcej nie bardzo pozwala czas.

Jeżdżę sobie i obserwuję. Napawam się widokiem budzącej się przyrody i od czasu do czasu robię zdjęcia. Czasem wyjadę tak, aby załapać się na zachód słońca, czasem wcześniej. Zawsze coś tam się nawinie przed obiektyw.

Cisza niedzielnego poranka

Tylko zacząłem jechać, miałem za sobą kilometr, może dwa. Było niewiele po świcie, a na termometrze 2 ° C na plusie. Zatrzymałem się, aby ubrać rękawiczki. Zerknąłem przed siebie, a tam jelonek przebiega przez dorgę. Za nim kolejny, później łania. Szybko wyciągnąłem obiektyw, a tam jeszcze kilkanaście powoli, dostojnie i niespiesznie przechodzących jelonków.

Już mogłem ten wyjazd uznac za udany, a przede mną było jeszcze sporo kilometrów. Ptaki, sarny, zwykłe i niezwykłe widoki. Na codzień nie zwracamy na nie uwagi, ja staram się je wyłuskać z przestrzeni i uwiecznić na zdjęćiach. A to wszystko w cudownej ciszy niedzielnego poranka.

Wiele czasu

Czasem jadę rowerem i nie chce mi się rozglądać za kadrami, ale kiedy jest jeszcze bardzo rano, krótko po świcie, to piękne miękkie poranne świało sprawia, że głowa kręci się dookoła jak sowie, a dłoń sama zaciska na klamce hamulca. I tak niby jadę, niby fotografuję, a czas mija nieubłaganie.

Nim się zorientuję mijają kolejne minuty, kwadranse, godziny. I już mi jest smutno, że blisko do końca trasy. Już zaczynam tęsknić za kolejną rowerową wycieczką. To jest jak nałóg, niby pozytywny, ale kosztuje tak wiele czasu…

Dwie siedemdziesiątki | cz. 2

Weekendowe rowerowanie i kolejne fotki z drogi. Tempo spacerowe, więc był czas na rozglądanie się na boki, a poranne światło tylko dodawało klimatu.

Nie będę zasypywał dziesiątkami zdjęć, a pokaże te które najbardziej mi się spodobały, a więc dzika zwierzyna w postaci grupki danieli i saren, bażancicy i bociana. Do tego kadr z dwoma ciągnikami z podłączonymi siewnikami z pierszymi kwitnącymi rzepakami w tym sezonie! Tak, to już się zaczyna. Niedługo moje pagórki zostaną pomalowane na żółto 😉