Czy najfajniejsze zdjęcia powstają przypadkiem? Nie, nia ma raguły, ale to powstało jak najbardziej przypadkowo. Owszem, wybrałem się na wschód Księżyca, ale moja miejscówka okazała się całkowicie nietrafiona, a dobiegłem na nią ostatkiem sił (za późno wyjechałem z domu). Musiałem biec z powrotem, aby zdążyć zanim Księżyc wyjdzie nad horyzont, no i znaleźć jakąś zastępczą miejscówkę. Ratować wyprawę choćby jednym zdjęciem.
Biegłem więc tak przed siebie z głową odwróconą o 180 ° jak u sowy. W końcu – jest, jest Księżyc! Zobaczyłem go, choć był bardzo blady. Drugim okiem już śledziłem lecącego od południa motoparalotniarza. Między czasie modliłem się, abym zdążył dobiec w odpowiednie miejsce. Pod pachą statyw, na szyi aparat. Pomyślałem, że warto by ustawić odpowienie parametry, zanim dotrę na miejsce, więc biegnąc kręciłem jeszcze pokrętłami.
O rozłożeniu statywu nie mogło być mowy, bo paralotniarz był już na miejscu. Szybki półobrót, zatyczka obiektywu poszła w trawę. Przymierzyłem i poszła fotka. Jedna, druga, trzecia. Odleciał a ja padłem nieżywy na łąkę. Kiedy sie ocknąłem, Księżyc był już nieco wyżej i sporo wyraźniejszy. Teraz już spokojnie zrobiłem kilka kolejnych zdjęć. Wkrótce oczywiście je pokażę, a dziś zdjęcie, dla którego prawie poświęciłem życie.

Uff… co za opowieść. 🙂
PolubieniePolubienie
Sama prawda 🙂
PolubieniePolubienie
warto było 😀
PolubieniePolubienie