Tym razem ani nie na rowerze, ani nie na nogach. Jeździłem wieczorową porą po okolicy samochodem i raz po raz zerkałem w stronę zachodu. Nad samym horyzontem było sporo chmur i nie wiedziałem, czy pozostaną szare, czy może nabiorą koloru.
I co? Kilkadziesiąt minut po zachodzie zaczęło nagle robić się czerwono. Ognista czerwień aż rażąca w oczy pojawiła się tuż nad horyzontem. Trwało to krótką chwilę i z powrotem zrobiło się szaro. Jak to dobrze, że wymyślono aparaty cyfrowe. Tymi najcudowniejszymi momentami dnia, wieczoru, mogę się podzielić z Wami.
