W końcu jakiś konkretny warun. Wczoraj wieczorem przechodziły u nas opady konwekcyjne, jedne za drugimi. Nawiasem mówiąc, ledwo udało mi się uciec przed deszczem z przejażdżki rowerowej. Dzięki zbliżającym się szybko opadom odkryłem w sobie ogromne pokłady energii do pedałowania :P.
Na pół godziny przed zachodem nadeszła kolejna fala z opadami. W nadziei, że pojawią się ciekawe warunki wyskoczyłem na pobliskie wzniesienie. I tam na minuty przed zachodem rozjaśniło się się na tyle, że słońce namalowało, może nie bardzo intensywną, ale wyczekiwaną miesiącami tęczę.
Padały jeszcze ostatnie krople deszczu, a ja zasuwałem miedzą zmoczony po tyłek, ale kto by o tym myślał w takiej chwili. Udało się uwiecznić to niby zwykłe i popularne, ale za każdym razem tak samo pożądane przeze mnie zjawisko.

Tęcza zawsze jest śliczna. Też już jedną widziałam tego lata. 🙂
PolubieniePolubienie