Przez swoją chorobę utknąłem z fotkami w czasach, kiedy jeszcze leżało całkiem sporo śniegu. Później przez kilka dni nawet nie miałem siły wyglądać przez okno jaka jest pogoda. Zdziwiłem się, że nie ma już śniegu, ale kompletnie mnie to nie interesowało. Nie miałem na to siły.
Wracam zatem do śnieżniej niedzieli sprzed dwóch tygodni, kiedy to szczęśliwy niczym dziecko hasałem sobie po solidnych zaspach białego puchu. Czekam teraz z niecierpliwieniem na jakiekolwiek warunki nadające się do fotografowania. Po dwóch tydodniach obawiam się, czy aparat nie pokrył się rdzą…



