Dowód na zdjęciu

Było tak fajnie. W miarę ciepło, bez opadów i wiatru. No ale w końcu mamy zimę, to pogoda ma być zimowa. W niedzielę nie mogąc już usiedzieć w domu wybrałem się gdziekolwiek, aby jeśli nie pofotografować, to przynajmniej pospacerować na świezym powietrzu. Niebo cały czas skutecznie zasłaniały papierowe, jednolite chmury. Od czasu do czasu posypywał drobny śnieg.

Jedak przez chwilę natura namalowała i na tym szarym niebie nieco koloru – mała szparka, trochę światła i od razu świat wyglądał inaczej. Nikt by mi w to nie uwierzył, bo trwało to kilka minut, ale mam dowód na zdjęciu 🙂

Daniele mama i dziecko

Październik ubiegłego roku. Jadę sobie rowerem serwisówką wzdłuż autostrady. Wtem coś podejrzanego miga mi po mojej prawej stronie w wąskiej przecince pomiędzy chaszczami. Zatrzymuję się, wyciągam aparat i skradam za uschniętymi nawłociami. Są tak daleko, że jeszcze nie wiem, że to nie sarny a daniele. I to mama z dzieckiem! Widzę to dopiero na ekranie aparatu.

Wobec tego nie próbuję podejść bliżej, aby ich nie niepokoić, choć one pewnie zauważyły mnie przejeżdżającego rowerem i teraz czają, czy nie stanowię dla nich zagorżenia. Powoli odwracają się i odchodzą, choć mały danielek robi to niechętnie.

Nowe i fajne

W styczniu był i śnieg, ale były i względnie ciepłe dni. I to takie z czyściutkim niebem. Przyznam się, że nigdy wcześniej nie wsiadałem na rower, kiedy na zewnątrz było mniej niż 8 – 10 ° C. W tym miesiącu pogoda wręcz zmuszała do jakiejkolwiek aktywności na świezym powietrzu.

Stwierdziłem, że jazda w temperaturach bliskich zera stopni, to tylko kwestia ubrania kilku dodatkowych warstw ubrania, a wcześnie zapadająca ciemność, to tylko kwestia odpowiedniego oświetlenia. Tym sposobem znalazłem zajęcie na długie zimowe wieczory. Udało się kilkanaście razy pojechać na przejażdżki, a na liczniku wpadło pięćset kilometrów.

Poniższe zdjęcia powstały podczas jednej z wycieczek. Wyjeżdżałem jak już zmierzchało, a bezchmurne niebo zapowiadało, że za kilkadziesiąt minut będe jeździł pod rozgwieżdżonym niebem. Nowe i fajne doświadczenie.

Na wiosnę poczekamy

Optymistyczne zdjęcie, czyż nie? Jakby z lekka wiosenne. A zrobione było czternastego stycznia. Osiem stopni i niebiesiutkie niebo. I tylko ten jeden obłok wiszący nad zalaną słońcem okolicą. Ciężko uwierzyć i ciężko było pogodnić się z myślą, że to jednak zima. Że na wiosnę przyjdzie nam jeszcze trochę poczekać.

Lubię świeży

W weekend napadało go sporo. I od razu zaczął się topić. U mnie jeszcze go sporo zostało, a nawet którejś nocy dosypało. Jedni się cieszą, inni niespecjalnie. Ja lubię i to bardzo śnieg świeżo napadany. Ale tylko dlatego, że lubię go fotografować, kiedy jest jeszcze bielutki i nie popsuty śladami zwierząt i ludzi. Później może się już topić.

Na zdjęciach pokazywany już tutaj sobotni poranek, tuż po zakończeniu opadów. Poza nielicznymi śladami zwierzyny to moje były te pierwsze 😉 Miękki i lekki, jakbym chodził po pierzu, a nie po sniegu.

Miało być

Miało być kolorowe niebo. No bo jak wieje z południa, to takie często bywa. Niestety chmury się rozeszły. Mimo to fajnie zawinięta wstęga drogi oświetlona resztką zachodzącego słońca wyszła nienajgorzej. Miejscówka zauważona podczas jednej ze styczniowych wypraw rowerowych. Wróciłem tam raz, ale z pewnością zawitam tam jeszcze przy sprzyjających okolicznościach przyrody.

Tylko ja

To było kilka dni przed opadami śniegu. Cichy i spokojny, bezwietrzny wieczór. Przemieszczałem się z miejsca na miejsce i przypadkiem zauważyłem tę scenę. Zachodząca kulka słońca i pod nią ciągnący się żółty, oświetlony wspomnianym słońcem, strumyk.

Jedna ulotna chwila. Jedna szansa na kilkadziesiąt. Czasami moje kadry są wypatrzone wcześniej i wyczekane, czasami to zupełny spontan w pośpiechu i chaosie. Aby uwiecznić tę krótką chwilkę. Chwilkę, której nikt poza mną nie zauważy, nie zwróci na nią uwagi.

Wszystko przysypane

Spieszmy się podziwiać te białe krajobrazy, bo lada chwila mogą się roztopić. Póki co wygląda to ładnie i wracam do sobotniego spaceru po świeżutkim śniegu. Nawet „papierowe” niebo nie zepsuło mi radości obcowania z tym białym puchem pokrywającym wszystko bez wyjątku.

Zmiana zdania

Czy ja we wczorajszym wpisie coś pisałem, żeby śnieg poleżał jak najkrócej? Wystarczyło, że dosypało świeżego puchu i chwilowo zmieniłem zdanie 🙂 Zwłaszcza po wczorajszym porannym spacerze.

Wyszedłem z domu równo ze wschodem słońca. Wschodem, którego oczywiście nie było widać zza gęstej warstwy chmur. Jeszcze prószyły resztki śniegu, więc mogłem być pewien, że moje ślady będą pierwsze. To oczywiste, że nikt inny przy zdrowych zmysłach nie wstaje o świcie i nie brnie po kolana w śniegu po polach.

Widoki mimo braku światła, były przepiękne. Względne ciepło, bezwietrznie i te oblepione drzewa. Coś wspaniałego na początek weekendu 😉

FOT. WITOLD OCHAŁ POWIAT ROPCZYCKO-SĘDZISZOWSKI ZAGORZYCE ZIMA ŚNIEG MRÓZ PORANEK

%d blogerów lubi to: