– No nie mogę, co się złapię jakiejś liny, żeby się wspiąć do nieba, to ta po jakimś czasie się kończy za wcześnie – narzekał miniaturowy słonik.

– No nie mogę, co się złapię jakiejś liny, żeby się wspiąć do nieba, to ta po jakimś czasie się kończy za wcześnie – narzekał miniaturowy słonik.

Kolejny raz udało mi się znaleźć pasikonikowatego z rodziny Tettigoniidae podczas wylinki. Niestety znów trafiłem na ostatnie stadium. Już tylko dupka została we wdzianku.

Chwilkę później wyśliznął się cały i…

…zaczął swoją powolną wędrówkę po trawach.



– Żadne azjatki mi się po moim drzewie plątać nie będą! Ja tu rządzę i basta – odgrażała się pomarańczowa biedronka Vibidia duodecimguttata.

Wtulił się w polną trawę i siedział nieruchomo. Może mu było zimno, może odpoczywał, a najprawdopodobniej jeszcze spał, bo pora była wczesna.


Czerwona peleryna, czerwone pantalony, oto mój styl. Trzeba się czymś wyróżniać wśród chrząszczy, jak się ma małą główkę… – skarżył się chrząszcz z rodziny Attelabidae spotkany na polnym krzaku.

Nie wiem czemu, ale ten chrząszcz skojarzył mi się z panem Jacykowem. Podkręcony wąs i wydłużone, pomalowane rzęsy. To chyba jego styl…


Te malutkie chrząszczyki spotykam co roku na liściach brzozy. Wydają się całkiem sympatyczne i najwidoczniej polubiły miejsce w naszym ogródku.

Na fotołowy wybrałem się tuż po deszczu. Wiele owadów, jak sądzę przez zmoczone skrzydełka, siedziało zadziwiająco spokojnie nawet nie próbując odlatywać. Opłaciło się zmoczyć się po pas…

Pozwolił wyginać trawę w prawo, lewo, do góry i na dół. Nie protestował, kiedy ją oderwałem i ustawiałem pod dowolnym kątem. Musiał spać snem sprawiedliwego.


Napatrzyłem się na tą muchę i chyba też sprawię sobie taki maskujący strój. Może dzięki temu owady nie będą aż tak bardzo przede mną uciekać…
