Niby słonecznie, ale jednak mgliście. Raz po raz pojawiały sie mgławice chmur. Było ciepło, z każdą godziną coraz cieplej. Polne drogi już przeschnięte. Można zbaczać z asfaltu. Fajnie, bo to duże urozmaicenie. Mimo, że trzęsie i droga nierówna, to widoki zdecydowanie lepsze.
Niedziela była kolejnym ciepłym dniem. Temperatura podskoczyła do nawet kilkunastu stopni. Lekkie zamglenie i pojawiające się od czasu do czasu chmury sprawiały, że światło do fotografowania było całkiem fajne.
Większość dnia spędziłem włócząc się rowerem po bliższej i dalszej okolicy rozkoszując się wspomnianą pogodą (wszak w marcu to rarytas) i szukając sobie kadrów. Prawie sześć godzin na pokonanie ponad siedemdziesiąciu kilometrów to idalny czas, aby się spokojnie porozglądać, zatrzymać, pokontemplować 😉
Jest błotko, jest zabawa! Liczyłem na piękny zachód słońca. Wyszedłem na górkę, a tam sporo chmur i tylko odrobina koloru na niebie. Ale było błoto i ono uratowało plener. I gumiaki.
Wracam do niedzielnej przejeżdżki rowerowej po Pogórzu Strzyżowskim. Kolejne kilka kadrów z tej przepięknej trasy. Nie wiem ile razy (z małymi modyfikacjami) już ją przejechałem, ale wiem, że jeszcze wiele przejadę 🙂
Coś mnie tknęło i na późnowieczorną przejażdżkę rowerową oprócz aparatu zabrałem statyw. W sumie niebo było całe zachmurzone i sam nie wiedziałem po co biorę sprzęt.
Jednak po kilkunastu kilometrach niebo zaczęło się przecierać i pojawił się księżyc. Nadłożyłem drogi, aby pojechać w miejscówkę, którą jakiś czas temu upatrzyłem sobie na takie własnie nocne warunki.
To było jeszcze w ubiegłym tygodniu. Podniosłem oko, potem drugie, a potem rolety. I już wiedziałem, że ten poranek będzie nie byle jaki. Trzeba jednak było jechać do pracy, więc pierwszą żonę posadziłem za kierownicą, a ja zasiadłem z aparatem na miejscu pasażera.
Przeczucie tym razem mnie nie zawiodło. Na niebie pokazały się przepiękne czerwone barwy!
Kiedy wyruszałem było 6 °C , w najcieplejszym miejscu 20 °C na plusie w cieniu! Tak przynajmniej pokazywał mój termometr w nawigacji rowerowej.
Dzięki tak pięknej pogodzie mogłem wrocić do kolarstwa, które najbardziej lubię – kolarstwa fotograficznego. Bez pośpiechu, bez stresu, że mi zmarzną dłonie lub stopy. Z licznymi przystankami na podziwianie i uwiecznianie przedwiosennych widoków.
Siedemdziesiąt kilometrów po Pogórzu Strzyżowskim, po kilku ulubionych miejscówkach, jedną z najbardziej widokowych tras, jakie można tutaj wytyczyć.
Czwartkowy poranek chciałoby się powiedzieć, że zaskoczył barwami, ale ja wiedziałem, że tak będzie. Dlatego przezornie na podróż do pracy zabrałem ze sobą aparat. Niestety, w tygodniu wschody słońca mogę fotografować tylko z miejsca pasażera.