– Bezpiecznie tu nie jest, ale w razie czego mam jeszcze skrzydła…

– Bezpiecznie tu nie jest, ale w razie czego mam jeszcze skrzydła…

Obstawiam, że to naliściak, ale robię to drżąycym głosem. Kanalików nosowych nie widzę i strzelam, że nie są one zasłonięte czułkami. Wniosek jedyny słuszny – to jest naliściak jakowyś.

– No nie wierzę, siedzę sobie tu cały dzień idealnie zamaskowany, a ten mnie wypatrzył. Nie bawię się tak, zbieram zabawki i idę do domu. I focha będę miał.

– Choć mała, musimy zająć się ważnymi sprawami – namawiał pan biedronek swoją partnerkę. A testosteron aż mu wrzał w małym owadzim ciałku.

Mimo, że jest zielony i na zielonych powinien się skutecznie kamuflować, dosyć często go spotykam. Wcale nie wygląda jak owad, bo nie widać na nim, ani oczu, ani czułek, ani nawet skrzydeł.

Wiatr był tak mocny, że ów chrząszczyk nie zdołał utrzymać swoich czułek w należytym położeniu.

Trochę miałem stracha przed pokazaniem tego zdjęcia, bo mija któryś tam z kolei sezon, a ja wciąż nie zapamiętałem, czym różnią się obryzgi od naliściaków. Coś mi świta, że chodziło o dziurkę w nosie, ale które z nich ją mają, a które nie, nie przypomnę sobie za nic Zresztą… ten i tak ma wąsy i nie da się zauważyć.

Siedziały i czekały. Jedna patrzyła w jedną stronę, druga w przeciwnym kierunku. Koszyczki poustawiały na skraju liścia. Wielebny się spóźniał. Ale nie mogły odejść, zanim ten nie poświęci ich koszyczków pełnych mszyc, bo co postawiłyby na świątecznym stole…
Spokojnych i pogodnych Świąt 😉

On chciał, ona chciała, więc wszystko było jak należy.

Jeśli pierwszym robaczkiem, jakiego sfotografowałem w tym sezonie jest pędruś (Apion sp.), to musi dobrze wróżyć na cały sezon. Rozchodzi się o to, że to jeden z najsympatyczniejszych owadów, jakie spotykam.
