Poranek nad stawem. Delikatnie prześwitujące przez gałęzie słońce ledwo przebijało się przez lekką mgiełkę unoszącą się w powietrzu. Wyciągnąłem teleobiektyw i poszukałem kilku kadrów pokazujących, jak światło maluje detale.
Spokojna i magiczna chwila. Czas zwolnił, serce uspokoiło tętno po kilkudziesięciu kilometrach jazdy rowerem. Te odbicia w wodzie były hipnotyzujące…






































