W mojej okolicy kwitną już akacje. Wsiadłem na rower i podjechałem obadać, czy te „moje” też już kwitną.
Kwitną 😉




W mojej okolicy kwitną już akacje. Wsiadłem na rower i podjechałem obadać, czy te „moje” też już kwitną.
Kwitną 😉




Jak to szybko minęło. Dopiero czekaliśmy na wiosnę, a tu już prawie połowa maja. Nieustannie zachwycam się widokami w bliższej i dalszej okolicy.




Dzięki zabawie terenowej „squadrats”, a konkretnie squadrations, o której tu już wspominałem, trafiam na tak nieprawdopodobnie piękne miejscówki, że aż ciężko uwierzyć, że mając je tuż pod nosem, wcześniej o nich nie wiedziałem.



Zieleń już nie jest wiosenna. Ma już mocno ciemniejszy odcień. Wszystko w tym roku szybciej. I ja to lubię, bo dużo lepiej się jeździ rowerem w ciepełku, niż w chłodzie.



I nieuchronnie nadszedł koniec majówki. Dla mnie to było sześć dni wolnych od pracy i od wszystkiego. Moim postanowieniem było codziennie jeździć rowerem, ale niezbyt długie dystanse, aby się nie wypompować za szybko.
Udało się i wpadło równe trzysta kilometrów. Głównie na odkrywaniu najbardziej nieoczywistych miejscówek w bliższej i raz dalszej okolicy. Zdjęciowo tak sobie, bo szczerze mówiąc, nawet nie chciało mi się sięgać po aparat.



Majówko trwaj! Pogodo nie psuj się! Czas mija nieubłaganie i za dwa dni koniec majówki.




Czy natura mogła nam zrobić lepszy prezent na długi majowy weekend? Chyba nie. Mnie tam nic więcej do szczęścia nie potrzeba. Może jeszcze nieco siły, aby móc aktywnie spędzać ten wolny czas i poświęcać go na to co lubię najbardziej.




Aktualnie mam tak, że jeżdżenie, spacerowanie i generalnie spędzanie czasu na łonie natury, jest dla mnie ważniejsze niż samo fotografowanie. Nie szukam już idealnego światła do fotografii. Opuszczam wschody i zachody słońca. Czas wolę poświęcić na jazdę i zwiedzanie największych zakamarków mojej okolicy. Owszem dokumentuję na fotografiach, ale to tak zupełnie przy okazji.




Jeździłem dla sportu, jeździłem dla wyników, jeździłem asfaltem, zjeżdżałem na szutry i do lasu. Teraz wybieram czasami polne drogi, których nie ma na mapach. Widzę drogę lub coś, co jest do drogi podobne i sprawdzam, dokąd prowadzi.
Nieraz kończy się niespodziewanie, nieraz prowadzi w miejsca, do których normalnie nigdy bym nie trafił. Nieraz muszę prowadzić rower miedzami, nieużytkami i przez krzaki. No ale co zrobić, jak to teraz lubię… 🙂




Czego chcieć więcej? Pogoda, ciepło, wolny czas, chęci, aparat, zdrowe nogi, rower…
Mnie to póki co wystarcza i oby tak zostało.



