On tak lubi

No nic na to nie poradzę, że mój czerwony rower lubi się fotografować. Ma zupełnie odwrotnie niż jego właściciel i reszta rodziny. A mieć zdjęcie pod moimi akacjami to dla niego prawdziwy zaszczyt i splendor.

Będąc kilka dni temu na przejażdżce, zajrzałem tam z ciekawości, bo dawno mnie tam nie było. I zapewniam – nic się nie zmieniło. Nadal jest przepięknie, zwłaszcza w jesienny, późny wieczór, kiedy światło robi się miękkie, a wszystko nabiera ciepłego, złotego odcienia.

Nie przegapmy

Dwa stopnie na plusie? Tak właśnie było dziś wcześnie rano. Szyby w aucie trzeba było już skrobać, więc przy gruncie temperatura pewnie spadła poniżej zera. Jesień nadchodzi szybkimi krokami i warto uważać, żeby nie umknęła nam w natłoku codziennych obowiązków. Dobrze znaleźć też chwilę na spacer po jesiennym lesie i moment spokoju na kontemplację tej niby smutnej, a jednak kolorowej pory roku.

Sztuczny twór

Dzisiaj jeszcze jedno spojrzenie na zbiornik wodny w środku lasu z urokliwą wysepką. Miejscówka całkiem nowa – to jezioro powstało zaledwie rok lub dwa lata temu. Wcześniej go tam nie było, serio.

To sztuczny twór, ale z każdym miesiącem staje się coraz piękniejszy. Wyłożone kamieniem brzegi, porośnięte zielenią, okolica regularnie koszona – naprawdę fajnie tam jest. A o poranku to prawdziwa bajka. Nie ma opcji, żebym tam nie zajrzał, będąc w okolicy.

Śródleśny staw „Jeziórko”

Śródleśny staw “Jeziórko” – ciekawe, kto wymyślił taką nazwę. Mniejsza z tym – to naprawdę urokliwe miejsce na trasie moich rowerowych wypraw. Kiedy zajechałem tam kilka dni temu, okazało się, że staw jest całkowicie wyschnięty. Na środku została tylko odrobina błotka.

Mimo to miejscówka wciąż zachowuje swój urok i chętnie zatrzymuję się tu na chwilę wytchnienia. Warto zabrać aparat – nawet wyschnięty staw potrafi zaskoczyć grą światła, odbiciami drzew i drobnymi detalami, które tworzą prawdziwie malarski pejzaż. Kilka ujęć złotego światła nad taflą błotka, mgiełki unoszącej się nad wodą czy drzew w tle sprawia, że miejsce wygląda jak z innego świata.

To chwilowe

To na pewno tylko chwilowe załamanie pogody. Przez kilka dni było naprawdę pięknie, ale wierzę, że słońce i ciepło szybko do nas wrócą. Dokładnie takie, jak na moich zdjęciach – niby jesienne, a w odczuciu przyjemne ciepełko, i to nawet wcześnie rano. Jechało się miło po dobrze znanych miejscówkach, a nad wodą klimat był wręcz bajkowy.

Na zdjęciu udało mi się uchwycić właśnie taki poranek – delikatna mgiełka unosząca się nad wodą, złote światło wschodzącego słońca i odbicia drzew w tafli stawu. Całość wyglądała jak wyjęta z baśni, a natura po raz kolejny udowodniła, że potrafi zaskoczyć malarskim pejzażem.

Jazda przez mgły

Mgły były tylko miejscami. Gdzieniegdzie nad łąkami, a w lasach tylko na większych polanach. Słońce nie świeciło pełną parą, choć było już dosyć wysoko nad horyzontem. Zamglone powietrze pięknie blurowało krajobraz. Jakbym patrzył na świat przez zamglone okulary.

Poranek miał w sobie coś z magii – cisza była cichsza niż zwykle, a każdy oddech niósł zapachy typowe. dla wilgotnego poranka. Droga przede mną zdawała się prowadzić donikąd, a jednak chciało się jechać dalej, by zobaczyć, co kryje się za kolejnym zakrętem. Rower toczył się spokojnie, bez pośpiechu, a ja czułem, że to właśnie takie chwile tworzą prawdziwą przyjemność z jazdy. Wszystko wokół zdawało się zwalniać, jakby świat dostosował się do mojego tempa.

Mgła nad łąką, skrzypienie opon na mokrym szutrze, przelatujące od czasu do czasu ptaki – to wystarczyło, by poczuć się szczęśliwym. Warto dać sobie taką przestrzeń, by w głowie nie było planów ani listy zadań, tylko chwila tu i teraz. Weekend miał smak spokoju, a ja jechałem dalej, jakby świat czekał, żebym go na nowo odkrył.

Dyniowe pole

Podczas sobotniej porannej przejażdżki rowerowej zupełnie przypadkiem trafiłem na pole pełne dyń. Z początku myślałem, że to jakaś wystawa albo przygotowania do Halloween, ale nie – to prawdziwy dyniowy raj. Widok setek pomarańczowych kul poukładanych tak, jakby ktoś je rozsypał specjalnie pod obiektyw, robił niesamowite wrażenie.

Patrząc na to pole, trudno było się nie uśmiechnąć. Każda dynia wyglądała, jakby chciała być najpiękniejszą w całym towarzystwie – większa, bardziej okrągła, bardziej pomarańczowa od reszty. Niektóre przypominały dumne balony, inne raczej skromne ziemniaki na sterydach.

Od razu przeszło mi przez myśl, że to wymarzone miejsce na jesienną sesję zdjęciową. Kolory, klimat i ta naturalna kompozycja sprawiały, że nie trzeba się specjalnie starać, aby wyszło ładnie. Dynie same wiedzą, jak ustawić się do zdjęcia.

Wzięli mnie za grzybiarza

Coraz rzadziej wyruszam na rower, a jeśli już, to zwykle na krótkie treningi, żeby wyładować nadmiar energii. W sobotę jednak od rana mój poziom energii był wyjątkowo niski, więc pojechałem bez spiny, ot tak – pokręcić się po okolicy, nagrać kilka ujęć i zrobić parę zdjęć. Szału może nie było, ale delikatne mgiełki unoszące się nad zalewem tworzyły piękny klimat, a poranne światło pozwalało poczuć się jak w zaczarowanym świecie.

Nie wiedzieć czemu, wędkarze łowiący ryby wzięli mnie za grzybiarza, który jedzie w las po swoje grzybowe szczęście. Pewnie nie mieściło im się w głowie, że można tak po prostu jechać nierówną, trawiastą drogą dla innych doznań – dla radości z samego ruchu, dla poczucia wolności, dla świeżego powietrza i ciszy, której w codziennym pędzie tak brakuje. To te drobne, a jednak niezwykle ważne momenty, kiedy człowiek zatrzymuje się w czasie, zamiast gonić za nim.

Bo rower to nie tylko kilometry i statystyki – to także sposób na spotkanie samego siebie. A takie poranki, nawet jeśli na pozór „bez szału”, zostają w pamięci na długo i cieszą bardziej niż najlepszy wynik z licznika.

Aparat w sakwie

Co prawda aparat leżał w sakwie, ale nie chciało mi się go wyciągać. Smartfon był pod ręką, a przecież moje zdjęcia nie trafiają na wystawy, więc nie muszą być perfekcyjne pod względem technicznym. Poranek był senny, chłodny i wilgotny. Dziwiłem się, że ktoś w ogóle był nad wodą. Kilku wędkarzy zaczęło dzień jeszcze przede mną. No wiadomo – pasja to pasja, i ciepłe łóżko idzie w odstawkę, kiedy ona wzywa.

Bardzo delikatna mgła unosiła się nad zalewem, otulając taflę wody. Światło poranka było miękkie i łagodne, jakby wszystko wokół zwolniło tempo, by można było naprawdę poczuć ciszę. Nie było słychać nawet pluskania wody. Chwila absolutnie warta tego wczesnego wstawania.