Spotkanie na bezdechu

Sobota. Pogoda niepewna, w każdej chwili możliwe są opady deszczu. Postanowiłem jednak nie siedzieć w domu, tylko tym razem wybrałem się na spacer do lasu. Ostatnio tylko rower i rower, brakowało mi przechadzki, ciszy i obcowania sam na sam z przyrodą.

Wchodząc do lasu, zawsze mam malutką nadzieję na bliskie spotkanie z dziką zwierzyną. Od dawna marzył mi się jeleń, ale taki z porożem pokrytym scypułem, czyli ochronną warstwą skóry porośniętą drobną sierścią.

To zapewne zwykły zbieg okoliczności, ale kilka kilometrów później taki własnie jeleń wyszedł mi na drogę kilkadziesiąt metrów przede mną. Najpierw spacerkiem, bez pośpiechu, nie miał pojęcia o mojej obecności. Potem zatrzymał się i spojrzał w moją stronę. Zrobiłem fotkę i chwilę patrzyliśmy na siebie, po czym pocwałował w ostępy leśne. Dopiero wtedy nabrałem powietrza w płuca, bo przypomniało mi się, że przez te kilkadziesiąt sekund w ogóle nie oddychałem 😉

Jechać czy fotografować…

W ubiegły czwartek były na niebie ładne chmury, więc postanowiłem wziąć ze sobą na wyprawę rowerową aparat. Trasa liczyła sto kilometrów i zaplnaowałem ją po malowniczo położonych górkach zachodzniej strony Pogórza Strzyżowskiego. Wyjechałem kolejno na dziesiąć wzgórz, a suma przewyższen całej wyprawy to 2100 metrów. Niekończąca się historia spinaczek i zjazdów.

I choć kosztowało mnie to wiele, to widoki wynagrodziły mi trud. Nie lubię przerywać jazdy, ale dla niektórych widoków po prostu musiałem. Już nie mogę się doczekać kolejnych pogodnych dni, aby znów wyruszyć na odkrywanie piękna mojej okolicy. Tylko te mieszane uczucia… jechać, czy fotografować.