Ostatnimi czasy jakoś nie mam czasu wybrać się na makro łowy. Fotka sprzed kilkunastu dni, kiedy jedyne owady spotykałem tylko na kaczeńcach i na dodatek same maluchi. Ta muszka również do wielkomuchów nie należała.

Ostatnimi czasy jakoś nie mam czasu wybrać się na makro łowy. Fotka sprzed kilkunastu dni, kiedy jedyne owady spotykałem tylko na kaczeńcach i na dodatek same maluchi. Ta muszka również do wielkomuchów nie należała.

Pewnie na pewno ta nazwa nie pochodzi od rycia, ale co tam. Mowa o ryjkowcu mikroskopijnych rozmiarów, których ostatnimi czasy spotykam nader często.

Muchy, zwłaszcza te większe to się chyba jeszcze do końca nie obudziły. Ta tu Leucophora nic sobie nie robiła z mojej obecności, co mnie akurat ucieszyło 😉

Nie wiem skąd swoją nazwę łacińską wziął Chrysopa vulgaris, czyli Złotook pospolity. Ten tu wcale na wulgarnego nie wyglądał. Ani nie klął, nie bluźnił… No nieeeee wieeeem…

Albo coś podobnego. W to próbował się bawić ze mną ten niezidentyfikowany pluskwiak. Raz po raz wystawiał głowę zza krawędzi liścia, aby zaraz znowu się za niego schować. Takiego zachowania owada jeszcze nie widziałem. Jak ludź i to cwany ;))

Pan Ochotek i Pani Ochotka, nic sobie nie robili z mojej obecności… przez dokładnie dwie sekundy. Zaraz potem nie przerywając tego co robili, odlecieli w spokojniejsze miejsce. To jeden z nielicznych przypadków, kiedy zrobiłem jedno zdjęcie i od razu wyszło w miarę.

Z przedwczorajszego spaceru przyniosłem jeszcze kilka fotek. Między innymi tej malutkiej, maksymalnie trzy milimetrowej muszki. Przykucnąłem, wypatrując jakiegokolwiek żywego stworzenia i dopiero po kilkudziesięciu sekundach dostrzegłem tego mikrusa. Pozowała cierpliwie i kilka zdjęć wyszło w miarę 😉

