Tym razem na nogach

Na początku roku postanowiłem, że mniej roweru, a więcej fotografowania lustrzanką. Dopiero zdrowie wymusiło dotrzymanie przyrzeczeń. Aktualnie nie wsiadam na dłużej niż 30 kilometrów, a dzięki temu już kilka razy udało się wziąć na spacer prawdziwy aparat.

Pogoda w ostatnich dniach jest taka, że na Pogórzu Strzyżowskim co rano zalegają w dolinach mgiełki. Postanowiłem zatem wybrać się na spacer i w spokoju, bez pośpiechu, przejść kilka kilometrów i uwiecznić co ciekawsze widoki.

Czy to szczęście?

– Ty to masz szczęście do takich widoków – piszecie do mnie czasami.

Czy to faktycznie szczęście? Muszę zdecydowanie zaprzeczyć. Co więc sprawia, że jestem świadkiem takich malowniczych spektakli natury?

Po pierwsze – śledzenie prognoz pogody, ale bez ślepego im ufania. Również własne obserwacje i odrobina intuicji mają znaczenie. Po drugie – jak najczęściej warto być w terenie. Rachunek prawdopodobieństwa wskazuje, że wtedy okazji będzie więcej.

Kolejna sprawa to przemieszczanie się – nieraz bywa tak, że świetne warunki panują w jednym miejscu, a już kilkaset metrów dalej ich nie ma. A na samym końcu wystarczy znaleźć kadr i pstryknąć fotę. 😉

Chwila przerwy

Chwilowo musiałem odstawić rower — tym razem nie z lenistwa, a z przymusu. Im człowiek starszy, tym częściej coś go strzyka i łapie kontuzje. Chociaż… może to nie kwestia wieku, tylko jazdy trochę za dużo? No cóż, na razie pozostają mi własne nogi i spacery po okolicy.

Zresztą, ostatnio nie ma ani spektakularnych wschodów, ani zjawiskowych zachodów słońca. Na szczęście mój dysk twardy pęka w szwach od zdjęć, więc zawsze coś się znajdzie, żeby pokazać światu.

Jezioro, którego nie będzie

Był świetny plan. Plan na tzw. Jezioro Sędziszowskie. Miałbym nad nie rzut beretem. Rzut beretem do pięknych widoków podczas wschodów i zachodów słońca. Niestety plan nie przeszedł i powstaje suchy polder, a ja chcąc mieć wodę na zdjęciach muszę jeździć kawał drogi.

A szkoda, bo jezioro mogłoby stać się lokalną atrakcją – miejscem spacerów, rekreacji i wypoczynku. Przyciągałoby spacerowiczów, rowerzystów, fotografów i wszystkich spragnionych kontaktu z naturą. Taki zbiornik poprawiłby też mikroklimat i mógłby pełnić funkcję retencyjną, co dziś nie jest bez znaczenia.

Nie rozumiem tej decyzji i czym kierowali się ci, którzy ją podjęli. Wygląda na to, że znów przeważyła jakaś biurokratyczna logika, zupełnie oderwana od realnych potrzeb ekosystemu.

Ach te poranki

Ach, te poranki. Jak ich tu nie lubić, jak ich tu nie celebrować. Jak tu nie robić wszystkiego, aby miało się na nie czas – na ich kontemplację i spędzanie z nimi chwil. Te momenty przed wschodem słońca i oczekiwanie, potem pierwsze pół godziny i kolejne kwadranse. Najpiękniejszy czas, pozwalający naładować baterie na resztę dnia. Nawet jeśli zaraz potem trzeba spieszyć się do pracy, to towarzyszące mu wspomnienie potrafi nieść aż do wieczora.

Nic nowego

Nic tu nowego nie zobaczycie. Kolejne kilka fotek z moich rowerowych poranków. Z jednej strony fajnie, że wschód słońca jest coraz później – to wstawanie po trzeciej mogłoby mnie szybko wykończyć. A z drugiej… oznacza to tylko tyle, że dzień będzie coraz krótszy, co nieuchronnie zmierza ku jesieni. Ale póki co mamy przecież lato w pełni – więc tym się cieszmy!