Jedna droga, cztery kadry

Jeżdżę sobie i wyszukuję nowych kadrów w mojej okolicy, ale często wracam też na moje ulubione miejscówki, jak na przykład to. Pokręcona droga, zwykła niepozorna jakich wiele, ale ja lubię się tam zaczaić na jakoweś kadry.

To miejsce ma jakąś przyciągającą mnie moc. Tym razem o poranku, niedługo po wschodzie słońca z rowerzystą w roli głównej. W pierwszej chwili myślałem, że to grzybiarz z koszykiem na bagażniku, ale chyba jednak nie. Podejrzliwie się za mną oglądał, pewnie zastanawiał się kto jeszcze o tak wczesnej porze nie spi i włóczy się na rowerze 😉

Jeszcze nie jesień

Pierwszy września jest przyjęty jako początek meteorologicznej jesieni. Nie oznacza to, że od dzisiaj będzie szaro, zimno i mokro. Z całą pewnością czeka nas jeszcze sporo dni z piękną pogodą. Ja liczę na to szczególnie, bo przez urwanego kciuka jestem ponad miesiąc w plecy z rowerowymi wyprawami.

Tymczasem poniżej zbieranina kilku kadrów, które ostatnio wypatrzyłem jeżdżąc po mojej okolicy.

Myślę, że bardziej sielskiego obrazka już dziś nie zobaczycie. Miły starszy pan pasący krowy. Kiedy zobaczyłem ten widok, musiałem to uwiecznić, bo przypominało mi to żywo moje czasy młodości, kiedy normalne było pasanie krów 😉

Tę sobliwą kapliczkę już tu pokazywałem i nawet złościłem się, że ktoś koło niej postawił tę sofę. Teraz zmieniam zdanie. Całkiem mi sie to podba. Jest przez to inna niż wszystkie inne! 🙂

Wiecie, że lubię jak mi się układa w kadrze. Tutaj złapałem stadko któw z pięknie położynym kościołem w tle.

Zepsuty traktor w środku pół z dala od zabudowań? Ano bywa i tak. Bez koła czekał sobie spokojnie na mechaników.

Powalony na kolana

Słońce już wzeszło, ale schowane było jeszcze za chmurę. Wyjechałem na szczyt wzniesienia. Jeszcze kilkaset metrów i moim oczom ukazał się ten niezwykły widok. Morze mgieł w dolince. Już wiedziałem, że to będzie piękny poranek i że najlepsze przede mną, kiedy tylko wzejdzie słońce.

Zjechałem w tę wilgoć. Na dole widoczność sięgała miejscami maksymalnie kilkadziesiąt metrów. Wjechałem na kolejną górkę. Wtedy słońce już świeciło. Oniemiałem i widok prawie powalił mnie na kolana. Ale te zdjęcia to pokazywałem już wczoraj 😉

Po co się spieszyć

Kolejny cudowny poranek na dwóch kółkach. To jest coś pięknego móc się przemieszczać bez ograniczeń i podziwiać zmianiający się krajobraz i pogodę. Oczywiście rano, bo wtedy najwięcej się dzieje. Zwłaszcza przez ostatnie dwa tygodnie. W dzień ukrop, w nocy kilkanaście stopni chłodniej, ale rano dzięki temu cudowne mgiełki.

Tego dnia wziąłem urlop i chciałem dzień wykorzystać na maksa. Więc wyjechałem już przed świtem, trzy godzinki pojeździłem po okolicznych pagórkach, a kolejne już lajtowo po równinach. Sto sześdziesiąt kilometrów i prawie jedenaście godzin. No bo po co się spieszyć, skoro tyle dookoła rzeczy do oglądania.

Sobotnia 50-tka

Dużo jeżdżę, dużo śpię i jeszcze do tego pracuję na etacie. Jak się coś lubi, to na wszystko znajdzie się czas. Wystarczy odstawić „zabieracze czasu”, czyli przede wszystkim telewizor i w miarę możliwości telefon.

Wczoraj wyspany (!) serio (!) wstałem wpół do piątej. Aby powstało pierwsze zdjęcie musiałem pokonać do momentu wschodu słońca trzynaście kilometrów. Z językiem na brodzie zdążyłem w ostatniej chwili.

Druga fota powstała chwilkę później…

Sytuacja z trzeciej zaskoczyła mnie totalnie. Kiedy zobaczyłem tego liska na mojej drodze musiałem jeszcze zmienić obiektyw! Jednak lisek cierpliwie poczekał, chwała mu za to, bo jak dla mnie ten kadr jest obłędny 😉

Kiedy minęło

Ach te poranki. Nie wiem po raz który się nimi zachwycam, ale przez ostatnie dni są naprawdę wyjątkowe. Nie wszędzie jest mgła i nieraz muszę się nakombinować gdzie pojechać, ale wcześniej czy później ją znajduję.

Raz na górkach, innym razem w dolinach. Raz prześwituje przez nią słońce, innym razem jest gęsta, że nie widać na kilkadziesiąt metrów. Za każdym jednak razem zachwyca mnie tak samo. Zawsze te pierwsze dwie, trzy godziny od świtu mija mi jak z bicza strzelił, sam nie wiem kiedy.

Alzheimer wymaże

Kontynuując wczorajszy wpis… tuż za wzniesieniem moim oczom ukazał się widok, który prawie że zwalił mnie z nóg, a konkretnie z dwóch kółek. Porzuciłem owe kółka i starłem się uwiecznić ten niesamowity widok, ale uwierzcie, te moje marne próby nie oddają rzeczywistości nawet w połowie.

Ta przestrzeń i falujące mgły oświetlone od tyłu niskim jeszcze słońcem. Ten widok stoi mi przed oczyma do dzisiaj i pewnie zostanie zapisany w neuronach aż po kres moich dni. No chyba, że ten Niemiec… no jak mu tam – Alzheimer dopiero mi go statąd wymaże.

Namiastka

Wydawało się, że tego ranka mgieł nie będzie. Jednak były, tylko nie wszędzie. KIedy wreszcie po kilku podjazdach i zjazdach dostałem się na właściwe wzgórze, tam właśnie mgła była. Niezbyt gęsta i miejscami prześwitywało słońce. Cudowny bajkowy klimat.

A chwilę później, kiedy przejechałem krótki leśny odcinek na samym szczycie pagórka, moim oczom ukazał się widok jeszcze bardziej niesamowity. Jego namiastka na ostatnim zdjęciu, a kolejne już jutro.

Podwójna wartość

W weekend ze swoich wypraw przywiozłem sporo rowerofotek. Miałem nie tylko pełne nogi, ale i ręce roboty. Oprócz kręcenia korbą doszło pstrykanie zdjęć. Odnosiłem wrażenie, że więcej stoję niż jadę.

Jednak grzechem byłoby nie uwiecznić tych widoków. Widoków, które zmieniały się z kilkometra na kilometr. Poniżej chwila po wschodze słońca z zaskakującą kolorystyką. Chwilę wcześniej prawie wyzionąłem ducha, aby szybko wdrapać się na górkę, więc te zdjęcia mają podwójną wartość 😀

Biała tęcza | 19.08.2023

Widok białej tęczy zawsze bardzo mnie cieszy. Tym razem towarzyszyła mi ona przez kilka kilometrów. A potem znów przez kilka. Sobotni poranek zapowiadał się mgłami i tak faktycznie było. Wystartowałem rowerem po piątej i przez pierwsze dwie i pół godziny towarzyszyła mi bardziej lub mniej gęsta mgła. To była kwiestia czasu, kiedy zobaczę białą tęczę.

Po siódmej wydrapałem się na kolejne zwgórze i tam zostały spełnione warunki, aby powstała biała tęcza (powstaje ona analogicznie jak zwykła tęcza, ale na kropelkach mgły. Warunkiem powstania tęczy jest oświetlenie obszaru mgły równoległymi promieniami słonecznymi, przez co od strony słońca nie może być mgły, a gęsta mgła musi wystąpić naprzeciw słońca). Niezwykłe zjawisko, zaświadczam że doznania emocjonalne na żywo gwarantowane! 🙂