Zapomniane bele

Zaraz będą nowe, a jeszcze stare leżą od ubiegłego roku. Biedne zapomniane bele. A może nie takie biedne, bo oto zyskują popularność jako pierwszy plan moich fotek pewnego cudownego lipcowego wieczoru.

Widziałem je już dawno z przeciwległej górki i właśnie nadszedł ten dzień, kiedy specjalnie pojechałem w to miejsce, aby wykorzystać je na swoich zdjęciach.

Radość czerpana

Kilka dni temu, bodajże w weeknd trafiłem na bardzo przyjemne warunki do jazdy rowerem i fotografowania. Nieco białych obłoczków, przyjemne ciepło i te leniwe polne dróżki. Mimo, że jeżdżę po okolicy z przerwami już od dawna, to ciągle odkrywam jakieś odcinki, gdzie nigdy nie byłem. Wszystkie niby wyglądają podobnie do siebie, ale to nie o to chodzi. Chodzi o radość czerpaną z przebywania sam na sam z przyrodą. Jej zapachami i dźwiękami.

Marzyć można

Temat oklepany, ale mnie niezmiennie interesują widoki z belami w roli głównej. Nie ma snopków i stogów ze słomą to pozostaje mi fascynować się tymi olbrzymimi walcami zbitej słomy. I pewnie w najbliższym czasie te tematy będa się tu pojawiać, bo ruszyły żniwa.

Kombajny, bele, traktory, a może w końcu dopisze mi szczeście i uda się znaleźć prawdziwe snopy ułożone w stogi… Marzyć zawsze można 😉

Mam fajnie

Odnoszę wrażenie, że przypadki rządzą światem. Bo po raz pierwszy wybrałem się gdzieś nieco dalej rowerem po długiej przerwie i od razu trafiłem na tak niesamowite widoki. Tym razem zaskoczyło mnie niebo. Jedna niepozorna chmura i słońce stworzyły przede mną pokaz promieni, które spowodowały u mnie mega radość. W sumie to fajnie mam, że tak nieporne rzeczy potrafią mnie cieszyć 😀

Uwielbiam

Padało praktycznie cały dzień. Były burze i zwykłe opady. Chwilkę wcześniej front przeszedł. Chwilkę wcześniej na niebie była okazała tęcza. Kiedy już skończyłem ją podziwiać zerknąłem w kierunku zachodnim.

To tam panowało teraz niesamowite światło. Takie jakie potrafi być tylko po długotrwałych opadach deszczu, ale tylko chwilkę po tym jak nagle się rozpogodzi i ciepło słońca spowoduje parowanie nasiąkniętej wodą okolicy. Uwielbiam.

Muśka w rumianku

Przedpołudnie, światło nieciekawe, ale czemu te fotki tak mnie ucieszyły? Bo to pierwsze fotki od ponad miesiąca, jakie zrobiłem podczas przejażdżki rowerowej!

Na razie krótkie dystanse i z rzadka, bo chorej ręki nie za bardzo można używać, ale energia mnie rozpiera!

Wybieram tylko równiutki asfalt, żeby gdzieś znowu nie zaliczyć gleby, jednak kiedy zobaczyłem pole rumianku musiałem odbić na polną drogę. I tam właśnie spotkałem Mućkę. Nie mogłem nie zrobić jej foty w tych pięknych okolicznościach przyrody.

Kulmimacja piękna

Lipcowe wieczory potrafią zaskoczyć swoim pięknem. Fajnie jak na niebie jest nieco chmurek, ale nie za dużo. Niskie słońce wydobywa głębię krajobrazu. Najlepiej byłoby codziennie być o tej porze w terenie, ale to oczywiście niemożliwe. Jednak jeśli często próbujemy, to raz na jakiś czas uda się trafić na warunki, które potem długo się pamięta.

Tak było tym razem. Całkiem niepozornie się zapowiadało, ale w momencie kiedy znalazłem się na jednej z moich ulubionych miejscówek, była chyba kulminacja piękna.

Gęstwina lasu

Trochę obawiałem się, że komary i bąki zjedzą mnie żywcem w tym lesie, ale nawet o dziwo nie było tak źle. Raptem dwa ukąszenia, ale za to bardzo miłe chwile spędzone na samotnym szwendaniu. W miarę rzeźki poranek (choć ciężko mówić o poranku o ósmej godzinie, kiedy wschód słońca jest przed piątą), bo dziś to już będzie raczej upalnie. Poniżej kilka kadrów, które udało się wypatrzeć w gęstwinie lasu.

Siedem dni

Dokładnie siedem dni temu, również w czwartek miał miejsce niesamowcie kolorowy zachód słońca. Wybrałem się na pobliskie wzgórze, ale na miejscówkę, z której o dziwo jak do tej pory jeszcze nie fotografowałem zachodów słońca.

Krajobraz jak to u mnie niepozorny. Zwykła polna droga, trochę drzew, pola. Cieszę się z tych widoków, które mam koło siebie. Fotografowanie epickich krajobrazów zostawię innym, Ja będę zachwycał się moim „podwórkiem” 🙂