Ostatni dzień października

Całą drogę było pochmurno, ale łut szczęścia sprawił, że rozchmurzyło się dokładnie wtedy, gdy dotarłem na tę miejscówkę. Rozległy widok na nasze, może niezbyt wysokie, ale malownicze pagórki i doliny wyglądały bajecznie. Kolory nabrały głębi dzięki niskiemu, porannemu światłu słońca. Chwilę wcześniej pokrapywał deszczyk, dlatego na jednym ze zdjęć udało się uchwycić delikatną tęczę.

Kolejna przejażdżka, która na długo pozostanie w pamięci – właśnie za te niezwykłe, jesienne krajobrazy. A jutro wkraczamy w kolejny miesiąc, listopad. Jaki będzie? Pogodny? Mokry? Deszczowy, czy suchy? Pewnie wszystkiego po trochu.

Już ciemno

Odwiedzić wszystkie znane miejscówki jesienią? Niemożliwe. Musiałaby trwać co najmniej trzy miesiące! A tu nie dość, że trwa dużo krócej, to jeszcze pogoda rzadko dopisuje, a dzień robi się coraz krótszy. Przed zmianą czasu na zimowy po pracy zostawało niespełna dwie godzinki światła, a teraz, gdy wracam, jest już prawie ciemno. Na fotografowanie i podziwianie resztek jesieni pozostaną więc tylko weekendy.

Ten moment

Zabrałem ze sobą teleobiektyw i to był świetny pomysł. Czasem nie mam ochoty spacerować z ciężarem na ramieniu, ale tym razem przydał się wyjątkowo. Kiedy zza chmur co jakiś czas delikatnie przebijało się słońce, oświetlając wybrane fragmenty krajobrazu na odległych wzgórzach Pogórza Strzyżowskiego, już wiedziałem, że zdjęcia będą udane. Na ile oczywiście udało mi się uchwycić ten jesienny spektakl światła i cieni – to już ocenią oglądający.

Bo widać chyba dokładnie, jak jesień potrafi bawić się światłem. Dom pośrodku doliny wygląda, jakby znalazł się w samym sercu spokoju, otulony złotymi drzewami i miękkim popołudniowym światłem. Gdzieniegdzie widać jeszcze zieleń pól, która pięknie kontrastuje z ciepłymi barwami lasu. Idealny moment dnia z najpiękniejszym światłem.

Brzoza i dąb

Miejscówkę odkryłem dokładnie rok temu, w październiku, podczas jednej z wypraw rowerowych po polnych ścieżkach. Wtedy również było tam kolorowo, ale chyba nie aż tak, jak dziś. Tym razem trzeba było chwilę poczekać na przebłyski słońca, bo po południu chmury próbowały zdominować niebo.

A kiedy w końcu się rozstąpiły, wszystko zapłonęło ciepłymi barwami. Złota brzoza po prawej aż lśniła w promieniach słońca, a dąb obok wyglądał, jakby pozował specjalnie do zdjęcia. W tle widać jesienny las, który wciąż jeszcze nie stracił swojego uroku. Takie chwile przypominają, że jesień potrafi być naprawdę spektakularna – wystarczy tylko trafić w ten jeden właściwy moment.

Czerwone

A tak sobie jeżdżę i szukam najbarwniejszych drzew. Gdy już jakieś wypatrzę, zsiadam z roweru, obchodzę je i fotografuję ze wszystkich stron. Ale musi być naprawdę wyjątkowe – takie fotogeniczne, jak to ze zdjęć poniżej, które robiłem w ubiegłym tygodniu. Czułem, że znowu będzie czerwone, bo i rok temu tak było. Udało się trafić w idealny moment, kiedy liście były już maksymalnie przebarwione, a jeszcze nie opadły.

Korzystajmy

Wróciła ładna pogoda – poranek bezchmurny, a popołudnie tylko z nielicznymi chmurami. Przyjemna, dwucyfrowa temperatura i niezbyt zimny wiaterek. Idealne warunki do wędrowania po naszym Pogórzu Strzyżowskim. Dziś nie rower, a na własnych nogach.

Po porannej dziewięciokilometrowej przebieżce sił zostało tylko na spacer, a i na jutro przydałoby się nieco energii, bo jeśli tylko pogoda dopisze, to trzeba odpalić i rower. Korzystać, korzystać i jeszcze raz korzystać z pięknej aury!

Hasło „MGŁA”

Może i zimno, może nie chciało się wstawać i wsiadać na rower w takich warunkach. Ale kiedy prognozy mówią „MGŁY”, działa to na mnie jak magiczne zaklęcie. Jak tylko znajdę się w tak pięknych okolicznościach przyrody, zapominam o wszelkich niedogodnościach.

Bo nic tak nie wciąga jak poranek spowity mgłą — cisza, wilgoć w powietrzu, światło przebijające się przez mleczne opary. To właśnie te chwile, dla których warto było się ruszyć z ciepłego łóżka i przypomnieć sobie, że jesień też potrafi być magiczna.

Zdjęcie nr 5

Nie co roku tego samego dnia, ale co roku w październiku. Od 2021 roku robię identyczny kadr, a to dlatego, że to drzewo mnie zauroczyło cztery lata temu, kiedy pojawiło się na nim to czerwone serce. Od tego czasu co roku go wypatruję i nic.

Ale przy okazji można zauważyć, jak historia lubi się powtarzać, bo w 2022 miało bardzo podobne kolory jak w obecnym. Więc jest szansa, że serce pojawi się na nim ponownie.

Wieje, ale ciepło

Może i wieje, i to tak konkretnie, ale przynajmniej jest ciepło jak na końcówkę października. Co prawda, jadąc pod wiatr rowerem, bardziej stoję niż jadę, ale za to w drugą stronę lecę prawie bez wysiłku. Szkoda tylko, że czasu już tak mało po powrocie z pracy — słońce zachodzi szybciutko.

Tragedia będzie dopiero jednak w listopadzie. Człowiek wychodzi do roboty po ciemku i wraca też prawie już po ciemku. Byle do marca!