Pochmurny wieczór, straszyło deszczem, to i ludzi nad wodą nie było. Ale gdyby nawet popadało, to taki ciepły sierpniowy deszczyk to nic takiego. Nie lubie siedzieć bezczynnie w domu i pojechałem rowerem nad pobliski zalew. W sakwę spakowałem aparat i dobrze, bo na koniec dnia chmury się przerzedziły i pojawiło się to ulubione rozproszone miękkie, ciepłe światło.
Aż nie chciało mi się wracać do domu. Postałem tam chwilę, aby nacieszyć się tym widokiem, ciszą i spokojem, dopóki słońce nie schowało się na powrót za chmurami.
