Z zimowych wypraw

Czasami wystarczy wyjść z domu, by doświadczyć prawdziwej magii. Kilka ostatnich wieczorów spędziłem na rowerowych wyprawach po najbliższej okolicy, podziwiając spektakle, które zafundowały mi niebo i słońce.
Zachody były intensywne, pełne barw – od złota i pomarańczu po głębokie czerwienie. Choć chłód i wiatr dawały się we znaki, nie były w stanie mnie powstrzymać przed wyjściem na rower. Jazda w takiej scenerii to czysta przyjemność, a zatrzymanie się na chwilę, by uchwycić te ulotne momenty na zdjęciach, sprawia, że każdy z tych wieczorów pozostaje we wspomnieniach na dłużej.

Rowerem

Ostatnie przejażdżki rowerowe przyniosły mi obrazy drogi – pustej, wijącej się pośród pól, otulonej światłem wieczoru. Każdy zakręt to nowa opowieść, każda kapliczka – niemy świadek przemijania.

Drzewa rzucają cienie jak ślady minionych chwil, a rower – wierny towarzysz wędrówki – zatrzymuje się razem ze mną, by wsłuchać się w ciszę. To podróż przez pejzaż i myśli, gdzie światło i mrok splatają się w jednej ramie, malując ulotne kadry drogi, która nigdy się nie kończy.

Szybki spektakl

Tego wieczoru niebo było ciekawsze na wschodzie niż na zachodzie. Specyficzny układ chmur sprawił, że to chmury nad wschodnim horyzontem ukazały się w pięknych czerwonych barwach.

Wracałem z przejażdżki rowerowej i w te pędy goniłem na tę polną dróżkę porośniętą starymi drzewami. Pośpiech był wskazany, bo jak to często bywa, spektakl nie trwał długo.

Kolekcja

Witek, były już jakieś kilometry w tym roku rowerem? Owszem, przez kilka dni, w ubiegłym tygodniu, temperatura miejscami dochodziła do dziesięciu stopni na plusie. Nie mogłem pozostać na to obojętny. Dwie kilkudziesięciokilometrowe wyprawy jak najbardziej wpadły do kolekcji. Sami zobaczcie, że pogoda wyglądała już prawie na wiosenną 🙂

Spacer na dwóch kółkach

Końcówka ubiegłego roku. Od kilku dni nad całą okolicą utrzymywała się mgła i tylko od czasu do czasu przebłyskiwało słońce. A tego dnia mgła miała w końcu ustąpić i mieliśmy w końcu zobaczyć czyste, niebieskie niebo.

Wyczekałem z wyjazdem rowerem na tę chwilę, kiedy zaczynało się przejaśniać. No bo wiadomo, że resztki mgły ze słońcem mogą utworzyć niesamowity klimat. Oczywiście się nie zawiodłem i sami zobaczcie, w jak bajkowych okolicznościach dane mi było spacerować na dwóch kółkach.

Uwaga na orły

Czy jeszcze leżał śnieg, a ja mimo to wybrałem się na rower? Tak, bo cztery dni przerwy to było już aż nadto długo. Asfalt co prawda był suchy, ale zjeżdżając na polne drogi, musiałem uważać, żeby nie wywinąć orła.

A w wywijaniu orłów mam już troszkę doświadczenia, bo kilka razy się zdarzyło. Dokładnie, z tego co pamiętam, trzy. A ten jeden raz, jak może niektórzy pamiętają, zakończył się operacją ułamanego kciuka…

Na rozgrzewkę

Jeśli jeżdżę rowerem w dzień, a zdarza się to teraz tylko w weekendy, zawsze wrzucę do sakwy aparat z teleobiektywem. A nuż trafi się jakaś sarna, albo inny lis.

Tym razem moją uwagę zwróciła chmara ptaków, które raz po raz siadały na drutach linii elektrycznej i za chwilę zrywały się do lotu. I tak w kółko. Możliwe, że zimno im było i chciały się trochę rozruszać 🙂

Dom samotny

Kilka stopni na plusie w grudniu to rarytas. Do tego przebłyski słońca i niewielki wiatr. Postanowiłem rzecz jasna zabrać rower na przejażdżkę. I ten oto kadr wpadł mi po drodze w oko. Kościół w Zawadzie usytuowany w dolinie, a nad nim wzgórze porośnięte lasami i ten samotny dom na szczycie…