Światło i kropelki wody

Jeden z weekendowych wyjazdów. Rano zalegała gęsta mgła, ale po analizie prognoz numerycznych pogody wiedziałem, że wcześniej czy później mgła ustąpi słońcu. I tego momentu nie chciałem przegapić.

Kiedy pierwsze nieśmiałe promienie słońca pokonują tę wiszącą wilgoć. Akurat byłem na leśnej dróżce i mogłem podziwiać ten cudowny spektakl światła i kropelek wody w postaci mgły.

Po długim czasie

Nie pamiętam, kiedy to ja ostatnio fotografowałem zachód słońca. I kiedy ostatnio pojechałem na miejscówkę samochodem, nie rowerem. Kiedy ostatnio użyłem statywu do zdjęć…

Tak bardzo pochłonęła mnie spontaniczna fotografia rowerowa, i tak przyzwyczaiłem się do starej poczciwej lustrzanki, że miałem problem z ustawieniem parametrów na drugim aparacie 🙂

Warunki wczoraj wieczorem były przecudowne, a ja zagubiony w falujących na wietrze polach jęczmieniach stałem i podziwiałem te bajkowe okoliczności przyrody.

Nie zapomnę długo

Wiedziałem, że wcześniej czy później trafię na pełne maków pole. Wiedziałem, a może tylko miałem taką nadzieję. W piątek niespodziewanie moje pragnienie się spełniło. Byłem w trasie rowerowej od rana, a dookoła były same mgły. Pole maków i przejaśnienia przyszły równocześnie.

Powiem tylko tyle, że zdjęcia z pewnością nie oddają tych emocji, kiedy jest się tam na żywo. Zbocze góry, a dookoła w gratisie przepiekne widoki. I ta unosząca się mgła i nieśmiało wyglądające słońce. Nie zapomnę tego aż do pierwszych oznak Alzheimera.

Widok rzadki

Na wszelki wypadek zawsze wrzucam aparat do sakwy. Nawet, kiedy jadę w środku dnia i światło z pewnością będzie nieciekawe. A nuż trafi się jakiś ciekawy kadr. Taki, że żałowałbym że nie udało się go uwiecznić.

Może to będzie jakowaś kapliczka, może pojedynczy mak rosnący przy drodze, może strachy na sarny poustawiane rządkiem w polu, a może tak już rzadko spotykany widok zwożenie siana luzem na przyczepie…

Dupsko zmoknięte

Kiedyś to musiało nastąpić. Kiedyś w końcu musiało mi zmoknąć dupsko do suchego włosa. Pogoda nie jest ostatnio zbyt optymistyczna u nas na południu. Jednak kiedy w środę po południu zaczęło się przecierać, przeczucie powiedziało mi, że więcej padało nie będzie.

Jak bardzo się myliłem, po kilkunastu minutach zaczęło lać niewąsko, ale ja się nie poddawałem. Jednak po kolejnych kilometrach w deszczu zmuszony byłem zawrócić, bo przemoczony zacząłem odczuwać dotkliwy chłód. Na pamiątkę jednak złpałaem tą niedobrą chmurwę na fotkach i to w całkiem fajnych okolicznościach przyrody.

Morze mgieł i żółta kulka

W weekendową sobotę postanowiłem przywitać wschód słońca. Nie wiedziałem, gdzie mnie zastanie. Po prostu jeszcze przed świtem wsiadłem na rower i jechałem przed siebie. Z okolicznych wzgórz dane mi było podziwiać cudowną żółtą kulkę wyłaniającą się zza horyzontu spowitego morzem mgieł. Widok jak dla mnie wręcz hipnotyzujący.

Pocionk we mgle

Kilka dni temu pokazywałem zdjęcia z tego wspaniałego poranka w pobliżu torów kolejowych. Nie było na nich pociągu, ale pociąg oczywiście był! Nie miałem w zamiarze na niego czekać, ale kiedy gdzieś w oddali osłyszałem jego donośne trąbienie, szybko zająłem miejsce i udało się go uchwycić w tej niesamwitej scenerii!

Do tego jeszcze kolejna fotka zrobiona na tej samej łące i kolejne w nieco dalszej okolicy.

Emocje, zapach i dźwięki

Nie ma nic niezwykłego na moich zdjęciach. To zwykłe obrazki, jakie spotykam na swoich rowerowych ścieżkach. Polna droga, jakich wiele. Drzewa, obsiane pola. Zbłąkana sarenka zdziwiona widokiem człowieka na takim odludziu. Czasem jakaś kapliczka spotkana przy polnej drodze.

Być może nie ma się czym zachwycać, nad czym zatrzymać na dłużej. Dla mnie jednak każda fotka wiąże się z cudownymi chwilami przeżytymi w łączności z przyrodą. Z uwiecznionymi emocjami, zapachem, dźwiękiem.

Miejsca przypadkowe

Poranne fotografowanie wchodzi w grę tylko w weekendy, w ciągu tygodnia w miarę możliwości staram się tak planowac jazdę rowerem, aby zahaczyć o zachód słońca. Przy fotografowaniu z roweru fajne jest to, że nigdy tak do końca nie wiadomo, gdzie mnie zastanie zachód słońca. Czasami są to przypadkowe miejsca, innym razem, jak tutaj, takie, które fotografowałem już wiele razy. I fajne jeszcze jest to, że można się szybko przemieszczać, a co za tym idzie fotografować w miejscach nieco oddalonych od siebie.

Błoto do zeskrobania

Sobota, jak ja nie mogłem się jej doczekać. Spragniony kręcenia. Spragniony fotografowania. Spragniony ciszy, spokoju i samotności. Poranne ciepłe dwanaście stopni zachęcało do aktywności. Brak zachmurzenia i piękne słoneczko od samego świtu. No i najważniejsze – okoliczności przyrody.

Dziewięćdziesięciokilometrowa trasa obfitowała co prawda tym razem w piaszczyste drogi, błota i dawno nie używane leśne ścieżki, ale od czasu do czasu lubię i takie urozmaicenia. Nie lubię tylko mycia roweru po tym wszystkim, ale błoto trzeba było zeskrobać 🙂