Lubię fotografować długą ogniskową. Można wtedy pokazać zupełnie inną perpektywę. Wysupłać odległe szczegóły krajobrazu.



Lubię fotografować długą ogniskową. Można wtedy pokazać zupełnie inną perpektywę. Wysupłać odległe szczegóły krajobrazu.



Kilka stopni na plusie w grudniu to rarytas. Do tego przebłyski słońca i niewielki wiatr. Postanowiłem rzecz jasna zabrać rower na przejażdżkę. I ten oto kadr wpadł mi po drodze w oko. Kościół w Zawadzie usytuowany w dolinie, a nad nim wzgórze porośnięte lasami i ten samotny dom na szczycie…

A ja jadę i jadę. Najbardziej lubię w stronę słońca. Najlepiej wschodzącego lub zachodzącego. Jazda z widokami na kolorowe niebo z pewnością jest przyjemniejsza.
Do upragnionych 1o ooo km/2024 r zostało tylko 174 km 🚴♂️. Dzisiaj pauzuję po 11 dniach i po ponad sześciuset kilometrach. A jeśli w łikend pogoda dopisze…. jak myślicie, uda się? 🤔🤔



Dzisiaj wracam po raz kolejny do niedzieli, kiedy to słońce uraczyło nas swoimi promieniami. Przedstawiam trzy kadry, które gdzieś tam po drodze mi się nawinęły.



W niedzielę mieliśmy pierwszy dzień meteorologicznej zimy. Listopad minął szybko, a grudzień tylko mignie. Oczekiwanie na święta, na Sylwestra i ani się obejrzymy, jak będzie styczeń.
Wspominam dziś listopadowy poranek i piękne poranne okoliczności przyrody.



Podczas minionego tygodnia sporo jeździłem rowerem (przez siedem dni udało się wykręcić 440 kilometrów), a w niedzielę to nawet złapałem trochę słońca. Co tu dużo mówić, jak świeci słońce, to od razu inaczej się jeździ. I cieplej i przyjemniej. I zdjęcie można się zatrzymać zrobić.
Zaglądnąłem między innymi nad zalew w Cierpiszu i do żwirowni w Czarnej Sędziszowskiej.



Miesiąc kończymy ostatnimi listopadowymi zdjęciami, które powstały kilka dni temu, jakże by inaczej, podczas rowerowej przejażdżki. Pogoda nie rozpieszcza i jeśli temperatura wynosi 2-3° C, to już należy się z tego cieszyć. A jeśli pokaże się odrobina czystego nieba, to już jest szczyt listopadowych marzeń.



Czy w mijającym tygodniu zrobiłem jakieś zdjęcia? Tak, ale niewiele. Czekają sobie spokojnie, bo teraz pochłonięty jestem jeżdżeniem rowerem. Tak sobie pomyślałem, że skoro już tyle tych kilometrów w tym roku przejechałem i do 10 000 brakuje już tak niewiele, to może warto spróbować dobić do takiej okrągłej liczby.
Wszystko uzależnione będzie od pogody w grudniu. Jak nas nie zasypie i temperatury będą dodatnie, to może się uda. Trzymajcie kciuki!
Tymczasem wrzucam kilka fotek z pamiętnego jedenastego listopada, kiedy świt powitał nas mgłą, szadzią i ogólnie bajkowym klimatem.



Nie wiem, czy to dobry pomysł, ale może by tak jakiś album zrobić z akacjami. Niedługo minie równe osiem lat, jak je fotografuję. Przez ten czas byłem tam pewnie dziesiątki, a pewnie grubo ponad sto razy. Powstało z pewnością setki zdjęć… A nie, poczekam jeszcze dwa lata i zrobię album na dziesięciolecie 😉 Swoją drogą ciekawe, jak gruby będzie. No i przydałby się sponsor… 😉



Niedzielny poranek. Do świtu jeszcze sporo czasu. Ja w drodze na miejscówkę, ale…. po drodze urzekł mnie ten widok. Widok Krzyża na wzniesieniu w tych wczesnoporannych tajemniczych kolorach nieba.
