Tatry z Zagorzyc | 20.09.2023

Na pewno będzie widać Tatry, pomyślałem. To nie lada gradka, bo z moich okolic do Tatr jest ok. 140 km i widać je niezbyt często. Wiidzialność musi być idealna. Ja fotografowałem je dziesiątki razy i nie za bardzo chciało mi się dziś jechać na miejscówkę.

Pomyślałem – a może tym razem uda się zrobić jakiś nietypowy kadr… I co? Pojechałem. Stanąłem w polach i zacząłem robić zdjęcia, kiedy przez teleobiektyw zauważyłem sarnę! Na pierwszym planie tuż pod Tatrami. Czasy naświetlania były już długie i modliłem się w duchu, aby sarna choć na chwilkę stanęła bez ruchu.

Udało się! Jedno zdjęcie. Sarna na pierwszym planie, na kolejnej górce domy i za nimi Tatry! Jak ja lubię, jak mi się tak układa w kadrze, ajjj ! 🙂

Tatry z Zagorzyc, 20.09.2023, do Łomnicy ok. 140 km

Pokora i cierpliwość

Spaceruję i czekam co mi natura podaruje. Nic na siłę. Spotkam to spotkam, nie to nie. Kilka dni temu zostałem obdarowany hojnie. Najhojniej.

W niedzielę rano zamieniłem rower na gumiaki i poszedłem do lasu. O świcie, posłuchać ryków jeleni. Te nie zawiodły. Już dla tych samych przejmujących ryków dochodzących z różnych stron lasu warto było porzucić łóżko i czas spędzić właśnie tu.

Kroki skierowałem na rozległą polanę, gdzie delikatne mgły świecące odbitym światłem słonecznym tworzyły klimat nie do podrobienia. Szedłem i czekałem czym mnie zaskoczy natura. Wtem z lasu wybiegł pojedynczy osobnik i przystanął w idealnym miejscu. Dla mnie. To nagroda za moją pokorę i cierpliwość.

Farma wiatrowa w Soninie we mgle

Dawno chciałem spróbować jazdy rowerem nocą. Ale taką prawdziwą, nie wieczorem, nie godzinę przed świtem. Nie krótki spacer, ale kilkugodzinna jazda. W sobotę nadarzyła się ku temu okazja. Na cel wybrałem odległą o ponad trzy godziny jazdy farmę wiatraków. Aby zdążyć na świt musiałem wyjechać z domu przed trzecią rano.

Było rześko, raptem 5 – 7 °C, bardzo cirmno i miejscami nieco mgliście. Za to cały czas nisko nad wschodnim horyzontem towarzyszył mi przepiekny gwiazdozbiór Oriona.

Po dotarciu na miejsce okazało się, że całe wzgórze z wiatrakami zasnute jest gęstą mgłą. Nigdy nie zapomnę tych przejmujących dżwięków skrzypiących łopat docierających niewiadomo skąd. Mimo świadomości, że dookoła mnie jest dziesiątki wiatraków, miałem ciarki na całym ciele. Udało się zrobić jedną fotkę, kiedy na moment przebiło się słońce.

To byłby grzech

Długie dni robią się coraz krótsze i gdzieś już na dniach dzień będzie równy nocy. Uświadomiłem sobie to jeżdżąc w ubiegłym tygodniu do pracy na siódmą i widząc dopiero co wstające słońce.

I właśnie a propos wstającego słońca, taki oto widok miałem któregoś poranka. Niestety miałem przy sobie tylko smarfon, ale jak powszechnie wiadomo najlepszy aparat to ten, który ma się aktualnie przy sobie. Grzechem byłoby nie uwiecznić tego hipnotyzującego wschodu słońca.

Pod lipą

Tradycyjnie wyjechałem przed świtem. Nic a nic nie wskazywało na tak spektakularny wschód słońca. Najpierw nie było żadnych chmur, kilka kilometrów dalej zalegała gęsta mgła, ale po następnych kilku na krótkim odcinku trasy mgły nie było i akurat wtedy pojawiły się te przecudne chmurki.

Słońce właśnie wyłaniało się zza horyzontu oświetlając to co na niebie i nieśmiało to co na ziemi. Jakież miałem szczęście, że to się działo akurat koło tej urokliwie położonej starej kapliczki pod okazałą lipą.

Kapliczki

Kapliczki zawsze będą dla mnie jedym z ulubionych tematów fotograficznych. Wiedziałem, że jest ich dużo w mojej okolicy, ale dopiero kiedy zacząłem jeździć rowerem widzę, ile ich jest naprawdę.

Szczerze napiszę, że zwracam uwagę tylko na te wyjątkowe. Stare, wybudowane ze starannością dawno temu. Ale również te znajdujące się w wyjątkowych miejscach. Te w otoczeniu drzew, ale i samotne krzyże wyrastające ni stąd ni zowąd w szczerym polu.

Różny klimat

W niedzielny poranek wybrałem się na Pogórze Strzyżowskie. Tam ostatnimi czasy niezawodnie co rano zalegają mgły. Jeszcze przed świtem pomknąłem na pagórki aby podziwiać te niesamowite morza mgły. Zjeżdżając z górek zanurzałem się w nie. W wilgoć i chłód. Zaskakujące jak bardzo może różnić się klimat w miejscach oddalonych od siebie zaledwie o kilka kilometrów.

Łanie i sarny

Kto powiedział, że nie można tropić dzkiej zwierzyny rowerem? Jasna sprawa, że można. Wcześniej pokonywałem kilometry lasu na nogach, ale od jakiegoś czasu wybieram się w las rowerem w jednym celu – przypadkowo spotkać się z jeleniami lub sarnami.

I w sobotę szczęście mi dopisało. Ruszyłem kótko po świcie i tych przypadkowch spotkań miałem kilka. W większości nie zdążyłem zrobić zdjęcia, ale dwa razy się udało. Najpierw łanie – mama z partnerką i ich córka 😉 Te jednak szybko się rozeszły, ale chwilę później spotkałem dwie młodziutkie sarny i bohaterkę drugiego planu za nimi.

Pasje, które wzajemnie się napędzają

W końcu kilka chmurek. Co rano niebo jest bezchmurne, ale w sobotę było inaczej. Nad wschodnim horyzontem wisiała niepozorna chmurka, którą cudnie pokolorowało słońce nieśmiało przebijające się zza chmur.

Właśnie takie widoki nakręcają mnie do porannego wstawania. Ale wiem, że gdyby chodziło tylko o fotki, nie wstawało by mi się tak łatwo. Ale kiedy jest jeszcze rower, to te dwie pasję napędzają się wzajemnie.

Zapisane w głowie

Zabiorę Was dziś ze sobą na chwilę do lasu. Chyba w piątek (już się gubię gdzie kiedy byłem) spędziłem ze sześćdziesiąt kilometrów w lesie. Większość znanych mi ścieżek i kilka nowych. Było rześko i mgliście. I spokojnie. Cicho. Delikatne mgły tworzyły wspaniały klimat sprawiający, że te kilka godzin niepostrzeżenie minęło. Zostały obrazy, zapachy i dźwięki zapisane w głowie.